Emigracja — gasi ducha czy zmienia perspektywę? Wody Atlantyku to podnoszą się o kilka metrów, atakując wybrzeże Irlandii, to znów opadają. Zjawisko pływów ma odzwierciedlenie w falach ludzi, opuszczających i napływających na Zieloną Wyspę. W tę podwójną falę — przypływu i odpływu — włączyli się niedawno Polacy. Niektórzy rozbijają się o obce brzegi, inni jednak szybko odnajdują się w nowych realiach. Z jednym może wyjątkiem: znacznie bardziej niż innym, grozi im samotność i wewnętrzna pustka. Z perspektywy posługi kapłańskiej, umożliwiającej obserwację zarówno kondycji psychicznej rodaków, jak i meandrów wiary w nowoczesnym, coraz bardziej świeckim świecie, Marcin Lisak upomina się przede wszystkim o dwie rzeczy. Po pierwsze, nieporzucanie duchowego wymiaru życia. Po drugie, o bardziej ludzkie, rozumniejsze, mocniej stojące na ziemi chrześcijaństwo. Jeśli wiara ma ostać się — i być ostoją — we współczesnym świecie, definiowanym często przez pogoń za pieniądzem, rozłąkę z rodziną i obojętność otoczenia, musi wyjść mu naprzeciw i rozsadzić granice wyuczonych regułek. Jeśli ma być światłem, zdaje się mówić Lisak, to latarnią w ciemności, nie oślepiającym reflektorem w pokoju przesłuchań. Jak każdy przewodnik — to lektura dla zagubionych lub po prostu ciekawych, niestrudzonych wagabundów lub dopiero wyprawiających się w nieznane. Raz na fali, raz pod falą.