“Znamię rzeźnika” to pierwszy tom serii “Dom Slaughterów”, która z kolei jest spin-offem serii "Coś zabija dzieciaki". Tę drugą uwielbiam i z pełnym przekonaniem stawiam ją w mojej komiksowej topce, więc z chęcią zapoznałam się także z historią Aarona, mentora (i rywala) Eriki.
To zupełnie nowa historia, ale pojawia się w niej kilkoro bohaterów, których już dobrze znamy. W związku z tym zdecydowanie polecam sięgnąć po “Dom Slaughterów” dopiero po przeczytaniu chociaż dwóch tomów "Coś zabija dzieciaki" - będzie Wam wtedy łatwiej ogarnąć ten świat.
“Znamię rzeźnika” wnosi do tego uniwersum coś, czego w “Dzieciakach” nie było - wątek romantyczny. Nie oznacza to na szczęście, że historia o potworach rozrywających ludzi na strzępy nagle stała się uroczym romansidłem, ale nie da się ukryć, że to właśnie zakazane uczucie pomiędzy dwoma chłopakami jest główną osią całej fabuły. W pierwszym tomie dowiadujemy się, jak zaczęła się ich znajomość i jakie były jej konsekwencje...
Prequel rozwija też wątki, których w głównej serii było dość niewiele - bo zwyczajnie nie było w niej na nie miejsca. Dowiadujemy się dzięki niemu nieco więcej o działaniu Zakonu, metodach szkolenia Masek oraz o przeszłości tej organizacji. Jako fanka tego uniwersum byłam zachwycona, mogąc poznać je nieco lepiej!
Jeśli nie znacie jeszcze Dzieciaków, bardzo mocno polecam Wam nadrobić tę serię. Natomiast jeśli już ją znacie i lubicie, “Dom Slaughterów” to pozycja absolutnie o...