Pierwsze pięćdziesiąt stron "Dearest Dandelion" to była walka o to, by nie zrobić pierwszego DNFa w tym roku. Miałam wrażenie, że ci bohaterowie mają w głowie tylko i wyłącznie seks, nic więcej. Pustka. Jakież było moje zaskoczenie, gdy odkryłam, że Dani jest świetną osobą, czułą, uczciwą, dla której życie nie zawsze było łaskawe, a Jax pod płaszczykiem swojej próżności i braku szacunku do kobiet skrywa serce, które po prostu boi się kochać.
Kiedy akcja rozkręciła się na dobre ciężko było mi oderwać się od lektury. Bohaterowie, krok po kroku, otwierali się na siebie, powoli poznawali się, obdażali zaufaniem, choć nie obyło się bez uszczypliwości i wzajemnych dogryzań.
Ta książka przeplata motyw sportu, z przyjaźni do miłości oraz chorobę mamy głównej bohaterki. I tutaj małe zastrzeżenie: uważam, że jeśli w książce występuje motyw nowotworu powinni być o tym wspomniane w opisie/na okładce. Dla mnie jest to bardzo wrażliwy temat, lubię być gotowa na to, co mnie czeka. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że mogę być w mniejszości i nie każdy będzie podchodził tak personalnie do tego wątku. Czy to spoiler? Sama nie wiem, możecie powiedzieć co o tym sądzicie.
"Dearest Dandelion" okazała się być całkiem przyjemną książką, bohaterowie wiele zyskali w drugiej połowie historii. Cieszę się, że niosła za sobą coś więcej, niż tylko promowanie przygodnego seksu. Do nadrobienia mam jeszcze ostatnią część trylogii, mam nadzieję, że szybko się za nią zabiorę 😁
...