Świetna komedia, która nie zestarzała się co do joty. Parskałem odruchowo, jak stara kobyła w zagrodzie. Nie bez powodu utwory Fredro brawurowo wystawiają na deskach teatru - afiszując się w blasku skupionej widowni. Staroświeckie, a owszem, niemożebnie celujące w opinii o starych wygach, co mężnie uciekają od ożenku, gdyż wiek nie pozwala na wiarę w powodzenie. Same intrygi u komediopisarza nigdy nie należały do cudacznie zagmatwanych czy na siłę rozpiętych w czasie - dlatego widz zanim zdąży się zniecierpliwić na finał, on kończy przedstawienie pisząc kolejną komedię. W ,,Damy i huzary'' ociera się o odwieczne pojedynki płci, gdzie kobiety spiskują i plotkują, a mężczyźni chcą skakać sobie do gardeł, gdy ktoś znieważy ich słowem lub spółkuje z ,,wrogiem'' - w tym wypadku z przebiegłymi damami, które lubią grać na dwa baty, jakkolwiek to brzmi. Postacie nigdy nie brną w przesadny dramatyzm czy w wulgarne wyzwiska, nawet gdy dochodzi do kłótni. Nie da się nie lubić wojaków oraz starych kawalerów. To pocieszna gromadka, która zrozumiała, że warto byłoby jeszcze spróbować to oraz tamto.
Klasyczny przypadek, kiedy mężczyźni zostają sami, a ni stąd ni zowąd, pojawia się dorożka z rozhukanymi babami, co na starcie sieją zamęt i nie potrafią dojść do porozumienia, która ma pierwsza powiadomić brata o tym, że proponują matrymonialną usługę. Od początku jesteśmy wrzuceni w niesamowity raban, który się pogłębia ku naszej uciesze. Lekkość i swoboda utworu sprawia, że na ...