A więc pała bęc. Książka napisana bardzo ładnie, ale nie tak ładnie jak dziecko rysuje obrazek, po prostu język jej jest ładny. A może jednak? Ma zapewne jakieś tam przesłanie, które Autor wymyślił i chciał czytelnikowi przekazać . Jednak w mojej ocenie, po prostu próbujące silić się na wywołanie dyskusji, pokazanie jakiegoś zagadnienia, czy już nawet w ówczesnej dobie nieistnienia tik toka wzbudzenie sensacji dość kulawym porównaniem zabójstwa na życzenie z dobijaniem koni, wchodzącym w dyskusję o legalną eutanazję. Oczywiście w książce nie ma ani o tym słowa, ale deliberując na ten temat – można by zajść aż tak daleko, myślę, że nieuchronnie.
Fabularni jest tak, i nie będzie to spojlerem, gdyż to wiadomo od razu, młody człowiek zabija kobietę, na jej prośbę. Jako uzasadnienie podaje tekst frazę będącą jednocześnie tytułem książki. I tak od końca poprzez retrospekcję do początku przechodzimy przez fabułę w tej jakże krótkiej powieści, bo liczącej zaledwie 120 stron. Kryzys lat 30 w Stanach Zjednoczonych, ludzie biorący udział w maratonie tanecznym trwającym wiele dni, aby wyrwać nagrodę, czy środki do życia, tymczasowych sponsorów, to jest scena powieści. W tym wszystkim znajduje się nasz bohater będący jednocześnie narratorem, i jego nowo poznana partnerka taneczna, Gloria.
Powieść okrzyknięta jako pierwsza amerykańska egzystencjalna. I już kiedyś to pisałem, bodajże przy książce „Mag”. Stare, pięknie napisane, ale no...