Oczekiwania wobec książek bywają krzywdzące, gdy zderzają się one z rzeczywistością i potem wpływają negatywnie na opinię. Sytuacja jest tym trudniejsza, kiedy lektura nie należy do gatunku, którego się spodziewaliśmy. I muszę przyznać, że pod tym względem nacinam się ostatnio głównie na komedie kryminalne, bo bliżej im raczej do komedii romantycznych.
"Cztery ciotki i trup" wydały mi się bardzo obiecującym tytułem przez samą obecność w nim trupa. Znakiem ostrzegawczym powinno być dla mnie to, że sporo tu azjatyckiej kultury i zwyczajów. Słabo się w tym orientuję i przez to niekoniecznie lubię o tym czytać. Tutaj jednak podobała mi się większość nawiązań, chyba dzięki głównym bohaterkom, czyli Meddy i jej ciotkom.
Tytułowy trup przewija się przez całą fabułę, co czyni ją na pewno komiczną, ale w moim odczuciu nie można tu praktycznie mówić o wątku kryminalnym. To powieść obyczajowa, a wręcz romans, oczywiście o humorystycznym zabarwieniu, choć ja za wiele się nie pośmiałam, co najwyżej kilka razy delikatnie się uśmiechnęłam. Dziwią mnie więc te wszystkie zachwyty, od których rozpoczyna się książka, ale z drugiej strony z jakiegoś powodu blurbom z zasady nie wierzę.
Akcja toczyła się dla mnie o wiele za wolno, ale przynajmniej rozwiązanie kwestii trupa było zaskakujące. Nie było to jednak zakończenie powieści, bo to stanowiło ewidentny wstęp do kontynuacji, która już powstała, a w trakcie realizacji jest ekranizacja. Myślę, że w formie serial...