"Deszcze niespokojne potargały sad"... To pierwsze słowa, które przychodzą mi na myśl, gdy patrzę na okładkę tej powieści.
W głowie dokładnie słyszę głęboki głos pana Edmunda Fettinga i bardzo dobrze widzę cały serial.
Takie było moje dzieciństwo - każdy z nas marzył by choć na chwilę stać się Marusią czy Lidką, a chłopcy chcieli być jak pancerni.
Do dziś pamiętam zabawy w "Czterech pancernych..." - za pistolety służyły nam kawałki patyków a kasztany w łupinkach były idealnymi (i bolesnymi) granatami. A kot sąsiadów robił za Szarika ;) Łezka się w oku kręci.
Mimo, że książka i serial mają już swoje lata, to do dziś bawią pokolenia.
Jako młoda dziewczyna kochałam się w filmowym Janku Kosie. I choć aktor miał wtedy grubo ponad 16 lat niż jego książkowy pierwowzór, dla mnie był ideałem ;) Zresztą sympatia do aktora i serialu towarzyszy mi do dziś - mimo upływu lat Janek się nie zestarzał.
I to właśnie przez tą sympatię znów postanowiłam cofnąć się w czasie, do lat dobrze znanych mojemu dziadkowi, i po raz kolejny, na nowo, przeżyć przygodę z pancerną drużyną. I po raz kolejny zauroczenie Jankiem i Januszem Gajosem znów do mnie wróciło ;)
Początek książki przenosi nas do Syberii, gdzie mieszka główny bohater, Janek Kos. Dopiero po jakimś czasie przenosimy się bliżej Polski i stopniowo poznajemy innych bohaterów książki. Nie ma co za dużo o nich pisać, ponieważ jednak większość czytelników zna serial i muszę podkreślić, że jest on bardzo dobrz...