Wydobyta spod stert zawilgoconych książek i uratowana w ten sposób powieść Santiago Roncagliolo, który po raz kolejny udowadnia, że potrafi przykuć czytelników do zdań, sponiewierać ich nimi, przeżuć i wypluć, a oni – o słodka naiwności! – wracają gromadnie jak dziki tłum wbiegający na otwarcie nowej osiedlowej stokrotki.
Bohaterem jest peruwiański prokurator o niskiej pozycji zawodowej. Jego zadaniem jest rozwiązanie zagadki dość brutalnego w wykonaniu i zachlapaniu otoczenia morderstwa (a jakże by inaczej!), tyle że od samego początku nic do siebie nie pasuje, a im bardziej puzzle się nie układają, tym więcej pochłania Chacaltanę świat polityki, mistyfikacji i powidoki Świetlistego Szlaku.
Niekiedy powieść odpływa w światy zgoła mistyczne – czy to poprzez pustynię i lejący się z nieba żar, majaczące niczym fatamorgana sylwetki zabójców, ludzi nieszczęsnych i zagubionych, czy też przez ulice miast, zapełnione rzeszami turystów, odgłosów fajerwerków i religijnej ekscytacji wywołanej celebrowaniem Wielkiego Tygodnia. W tłumie kryje się morderca, a prokurator nie potrafi nawet zwietrzyć jego zapachu. Jest jak omamiony hałasami i smakami miasta ślepiec, odurzony ciepłem ciała kobiety, której pragnie coraz bardziej. Niestały w poglądach, które przewartościowuje zbyt łatwo, a przede wszystkim spętany więzami chorobliwego pedantyzmu, który czyni go w naszych oczach zupełnym szaleńcem.
Bo Chacaltana to bohater wstrętny i odrażający - nie chcę spoilerowac, ale jego postać została poprowadzana tak sprytnie, że wzdrygamy się, gdy dopuszcza się rzeczy nikczemnej (do tej pory nie wierzę, że Roncagliolo tak mnie podszedł!). Jeśli dodamy do tego niezdrową relację ze świętej pamięci matką (czyżby był to uśmiech w stronę Normana Bates’a?) dostajemy w dłonie książkę, która albo nas zniesmaczy albo pochłonie. Roncagliolo (którego nazwiska ciągle nie potrafię wymówić) potrafi żonglować wątkami, manipulować nimi (a przy okazji nami), zmieniać kierunki akcji, wodzić nas za nosy i zmuszać emocje do nieustannej gonitwy. Czyni to wszystko wyśmienicie.
Do tego znakomity przekład Tomasza Pindela.