Nasuwa mi się określenie: stary dobry kryminał. I choć do starości brakuje mu kilku dekad, to - bez dwóch zdań- jest dobry.
Los Angeles 1990 r. Policjanci w garniturach i pod krawatami z pagerami przytwierdzonymi do pasków spodni dzwoniący do przełożonych z budek telefonicznych. Pontiac'ki z kwadratowymi reflektorami. Podsłuchy w słuchawkach telefonów i zeznania nagrywane na kasety. Atmosfera ciężka od dymu papierosowego doprawiona aromatem kawy. Do tego - niezależnie od czasów - tarcia wewnętrzne w Policji, procedury, biurokracja, ludzkie ambicje i sekrety.
Harry Bosch to ( jakżeby inaczej ) samotnik z przeszłością i zasadami. Inteligentny i bezkompromisowy detektyw daje się lubić. Autor, w męskim świecie twardzieli, umieścił na eksponowanym miejscu intrygującą kobietę, co zapewniło dobry balans całości. Umiarkowane tempo akcji przyspiesza zbliżając się do finału. Intryga kryminalna wiarygodna. I co najważniejsze: króliki nie wyskakują z kapelusza, a główny bohater nie doświadcza objawień. Z pewnością kiedyś sięgnę po kolejne tomy.