To miała być największa masakra w historii ludzkości. Padł rozkaz, by bezlitośnie zdławić bunt. Miało zginąć dwa miliony bezbronnych cywilów. Były ataki czołgów. Przeprowadzono atak moździerzowy. Nastąpił atak zmotoryzowanej piechoty. Ciśnięto w tłum pojemniki z gazem. Wysłano do ataku helikoptery. Skierowano na miejsce buntu bombowce. Brakowało jeszcze tylko ataku od dołu – z samego dna piekła. Jak to się stało, że na asfalt manilskiej autostrady nie spadła ani jedna kropla krwi? To był cud. Zwyczajny cud. Czy zwyczajny?