Krakowski bard, kolorowy ptak, dobry, niezależny muzyk, skandalista i awanturnik. Maciej Maleńczuk. A po lekturze książki mogę jeszcze dodać: narkotykowy ekspert wysokiej klasy, który wiedzę zdobywał empirycznie eksperymentując na własnym organizmie. Alkoholik, który mówi o sobie „cały byłem wprost rozmoczony od alkoholu”.
Tego się po książce spodziewałam, sięgałam po nią zdając sobie sprawę z tego, jakie treści może nieść tytuł. Że nie o muzyce to będzie, nie o miłości, tylko o chlaniu i ćpaniu. Ale i tak mną wstrząsnęło! Takie publiczne obnażanie się.
Wolałabym jednak, żeby wywiad przeprowadził ktoś bardziej wprawny, kto miałby pomysł, jak go trochę uporządkować. Książka mogłaby też być krótsza, bo od połowy mnie nudziła i nie wnosiła nic nowego. Nie potrzebowałam aż takiej dużej ilości drobnych, podobnych do siebie pijacko-narkotykowych epizodów i takiej plejady kolegów ćpunów i pijaków, by wejść w klimat tej sfery życia Macieja. Przydałaby się też staranniejsza redakcja książki, pełnej powtórzeń i chaosu. Doceniam potoczny, cięty język oraz pełen humoru i dystansu do siebie styl autora opowieści, ale nagromadzenie wulgaryzmów przekroczyło górną granicę mojej wytrzymałości.
Książka mnie nie powaliła, choć z trudem dobrnęłam do końca. Nadal lubię Macieja Maleńczuka i uważam go za dobrego, nietuzinkowego artystę, który (wprawdzie z przerwami) całe życie : ĆPAŁ- bo chciał, CHLAŁ - bo lubił i PRZETRWAŁ, choć trudno w to uwierzyć.