Ostatnio uparcie walczyłam z klątwą drugiej książki i chyba przez to ją na siebie ściągnęłam. Każda passa kiedyś się kończy, ale akurat w tym przypadku byłam przekonana, że po raz drugi będę zachwycona. I pewnie bym była, gdyby nie to, że debiut był jednak znacznie lepszy. Wyczekiwałam niecierpliwie kontynuacji i nastawiłam się na prawdziwe fajerwerki, a trafiła mi się petarda, która robi dużo huku, ale nie błyszczy.
"Ciemność żyje w nas" to drugi tom serii z Norbertem Krzyżem. Michał Zgajewski kupił mnie totalnie swoim stylem, intrygą i właśnie głównym bohaterem, któremu daleko do przebojowego macho. Pan detektyw jest do bólu ludzki i mierzy się z problemami, jakie dotykają też zwykłych szaraczków, a walczy z nimi nieco nieporadnie, ale na szczęście nie przy pomocy tak oklepanych w kryminałach używek.
Zawsze z ciekawością czytam o zaginięciach, dlatego cieszę się, że autor koncentruje się na tej tematyce. Choć tym razem motywy mnie nie porwały tak, jak przy pierwszej książce, to i tak nie mogłam oderwać się od lektury. Jest coś takiego w sposobie pisania Michała Zgajewskiego, co mnie angażuje i pochłania bez reszty od początku do końca.
Intryga jest ciekawa, może nie tak skomplikowana jak w debiucie autora, ale także ma swoje mocne strony. Nie opiera się jednak za bardzo na przeszłości, a koncentrowała się wokół aktualnych wydarzeń. Mogę jedynie zdradzić, że chodzi tu o motyw, za którym nie przepadam, a resztę musicie odkryć sami. Gdy zorientowałam się, że to będzie główny wątek, zaczęłam się bardziej interesować prywatnym życiem Norberta. Można odnieść wrażenie, że w tej części doszło w nim do pewnego przełomu i jestem bardzo ciekawa, jak potoczy się to dalej.
"Ciemność żyje w nas" to solidne rozwinięcie serii. Jest widoczne, że Michał Zgajewski ma na nią sprecyzowany plan i konsekwentnie go realizuje. I choć ten tom nie przypadł mi tematycznie do gustu, to i tak doceniam jego jakość. Mam nadzieję, że kolejny będzie bardziej przypominał ten pierwszy. I prawdę mówiąc, już nie mogę się go doczekać.
Moje 8/10.