Potrzebowałam drugiej lektury, by w końcu moje myśli ułożyły się w słowa, by powieść nabrała w sercu kształtu. Musiałam przeczytać ją ponownie, bo, przez niemalże miesiąc, dusiło mnie poczucie, że coś ominęłam, że na pewno nie wychwyciłam wszystkich subtelności, jakimi autorka się zabawiła. Ukazał bowiem obszerną sagę rodzinną, gdzie relacje, codzienność oraz tradycja zbudowane są z drobnych, jedynie pozornie nieistotnych elementów. Obok ślubów z miłości, przymusu lub poczucia obowiązku, pojawiają się dramaty w dalszych częściach kraju. Obok dorastających pokoleń jest państwo oraz społeczeństwo, które nieustannie się zmienia. A jest to uchwycone starannie, jakby nie było w powieści żadnego elementu z przypadku. Konstrukcja jest przemyślana, bohaterowie kreśleni ze starannością, język zgrabny. Fabuła dla niejednego może okazać się czymś typowym — w końcu to kolejna powieść, która mówi o splotach wydarzeń oraz relacjach z innymi i samym sobą — ale kultura Omanu dodaje kolorów. Tworzy mozaikę, gdzie znane przeplata się z nowym, a wielogłosowość powieści pozwala spojrzeć na społeczeństwo z wielu perspektyw na przestrzeni długich lat. I jak konstrukcja powieści odebrała mi oddech, tak drobne elementy sprawiły, że nie mogę przestać o niej myśleć. Nie będzie wśród moich ulubieńcach, ale ma w sobie coś, co nieustannie skrzy i woła.
(Owszem, tym razem bez opisu fabuły, bo fabułą są ludzie i to mówi wiele.)
przekł. Hanna Jankowska