Każdy ma taki moment w swoim życiu, że potrzebuje chwili zapomnienia, odskoczni od codzienności, odrealnienia zastanej rzeczywistości. Każdy ma też swój sposób na przebycie takich trudności – ja otulam się kocem i zasiadam przy dobrej książce. Tym razem padło na debiut Barbary Kwinty o intrygującym tytule „Chwała meksykańskim zakonnicom” (za co? Nie zdradzę Wam, ale w zupełności im się ta chwała należy!).
Główna bohaterka, Emilia na chwilę przed swoim ślubem odczytuje list od zmarłej mamy. Słowa z zaświatów uzmysławiają jej, że nie takiego życia pragnie i w głębi duszy nie tak powinno wyglądać jej szczęście i jej idealna codzienność – nie ten mężczyzna, nie to mieszkanie, nie ten świat wyższych sfer… wszystko nie tak. Emilia podejmuje więc jedyną słuszną decyzję i ucieka niemalże sprzed ołtarza pozostawiając za sobą nie tylko zszokowanego narzeczonego, ale także całą swoją przeszłość. Zaczyna więc swoje dorosłe życie od początku – bez pracy, bez pieniędzy, bez mieszkania i bez pomysłu na ciąg dalszy… I wtedy pojawiają się wspomnienia i strych w rodzinnym domu, na którym odnajduje starą walizkę po babci, a w niej prawdziwe skarby – wykroje na idealny żakiet typu jaskółka. Wtedy w Emilii zakiełkowała inspiracja powrotu do korzeni babci. Jednakże czy można stworzyć coś z niczego? Myślę, że odpowiedź już znacie – dla chcącego nic trudnego. I choć fabuła może nie jest zaskakująca, to ja takiej właśnie historii potrzebowałam. Historii, w której ważni są prz...