Tak sobie wyobrażam Kielce, symbol, jako szczyt ohydy,
Jako jakiś Paramount najgorszej małomiasteczkowej brzydy.
A może piękne to jest, ach, miasteczko, ach, i nawet miłe
I niełatwo jest w nim złapać nawet kiłę...
Stanisław Ignacy Witkiewicz, "Do przyjaciół gówniarzy"
Życie na kieleckim blokowisku upływało na piciu z kumplami, słuchaniu muzyki i podrywaniu dziewczyn. Młodość była tu beztroska, ale kończyła się nagle – bez ostrzeżenia.
Ile kosztowała najtańsza wódka i gdzie można było ją zawsze zdobyć? Skąd się brało bony towarowe, przenoszące do krainy luksusu – Pewexu, i na jaki bajer rwało się laski? Dlaczego wszyscy nosili tureckie kurtki na podpince z misia i dekatyzowane marmurki, a pierwszy ważny wybór życiowy dotyczył dylematu: być punkiem, poppersem czy kujonem?
Taki świat zapamiętał Benek. Pierwsze miłości, przyjaźnie, szkolne wygłupy, guma Turbo, marzenia o wielkim sukcesie… A potem mur. Niełatwo było uciec z kieleckich bloków. Wciągały człowieka jak bagno, uzależniały jak toksyczna wódka Bałtyk.
To nie jest pamiętnik z okresu dojrzewania ani rozprawa o okropieństwach dyktatury czy grozie stanu wojennego. To opowieść o chłopakach z ferajny, którzy chcieli mieć kasę na przyjemności i słuchać dobrej muzy, a musieli nauczyć się kombinować, jak przetrwać w PRL. Jedni wyszli na ludzi, inni… na spacerniak więzienia na Piaskach, ale wszyscy wiedzieli, że choć ustroje się zmieniają, zasady są niezmienne: nie wolno być kapusiem i frajerem. Zapraszam na podróż do czasów pogardy, w których brakowało wszystkiego, poza godnością, i gdzie jedni udawali, że pracują, a inni, że im za to płacą.
Jakub Porada