Czasem dobrze się zgubić, by odnaleźć swoje miejsce Przedstawiamy kilka dni z życia siedemnastoletniego chłopaka, który u progu dorosłości postanawia wybrać się w spontaniczną podróż do Francji. Zostawia za sobą wszystko to, co go przytłaczało, i pozwala się poprowadzić drodze. Tylko on, jego motocykl i zmieniające się jak w kalejdoskopie, zachwycające krajobrazy – czy trzeba czegoś więcej do szczęścia? Ta niezwykła historia jednej podróży utkana jest z mglistych wspomnień, tęsknot za tym, co minione i planów cierpliwie czekających na realizację. Pierwszy seks, pierwsza miłość, pierwszy alkohol... Melancholia miesza się z humorem, przeszłość z przyszłością, a pewne jest tylko jedno: żeby odnaleźć swoje miejsce na ziemi, trzeba najpierw się zgubić. „Ściemniało się, gdy dojeżdżałem do znajomych przedmieść. Nie śpieszyło mi się. Chyba przeczuwałem, że dziś nie zasnę szybko. Trzymałem motocykl tylko jedną ręką, drugą zaś oparłem na lewym udzie. W lekko pochylonej pozycji wjeżdżałem do miasta i przypominałem sobie miejską dżunglę. Pode mną trzypasmowa droga, a tam, po prawej, znajomy przystanek, na którym często łapie za szybkich klientów policja w nieoznakowanych radiowozach; znajoma stacja, do której kiedyś pchałem motocykl dwa kilometry, gdy zabrakło mi paliwa, a nie wiedziałem, że mogę przełączyć kranik na rezerwę; znajome budynki, do których dojeżdżało się wieczorami, koczując kolejną imprezę, i te, których barwy znałem od małego, ale nigdy nie przechodziłem chociażby przylegającymi do nich uliczkami, w których mieszkali moi byli znajomi od kłopotów i pięknych chwil dzieciństwa. W końcu to znajome uczucie – że dojeżdżam”.