Byłem na spotkaniu autorskim po premierze książki "
Na trwogę bije dzwon". Padło z sali pytanie o warsztat autorski i... odpowiedz mnie kompletnie zatkała. Pisząc swoje książki autor odwiedza wcześniej miejsca które opisuje, sprawdza stare spisy ludności i książki telefoniczne. Ma też bardzo dużą wiedzę historyczną o Poznaniu i jego okolicach. Opowiadał np. jak podczas Powstania Wielkopolskiego mieszkańcy miasta reagowali na żołnierzy niemieckich którzy, czekając na kolejny pociąg, włóczyli się po mieście, siedzieli w barach, pijalniach piwa lub odwiedzali przybytki płatnej miłości.
Wynikiem tych "badań" jest wplatanie w opisywaną akcję ludzi którzy faktycznie mieszkali lub pracowali w opisywanych miejscach czy też wydarzeń mających swoje miejsce w tym czasie. Jeśli bohater zbiegając po schodach potyka się o zdeformowany stopień, to taki stopień faktycznie na tych schodach istniał lub nadal istnieje, a obecni mieszkańcy kamienicy od zawsze się o niego potykali. Gdy czytam książki pana Ryszarda i znając miasto, mam wrażenie że stoję obok na ulicy i obserwuje opisywane wydarzenia.
Jakiś czas temu miałem przyjemność jechać z autorem pociągiem z Poznania do Warszawy i dyskutować z nim o cyklu o komisarzu Fischerze, powiazaniu jego bohaterów z postaciami występującymi w cyklu milicyjnym czy tle historycznym akcji książek. Nie mogło oczywiście zabraknąć tematu epizodycznego "udostępniania swoich" postaci innym autorom (przykładowo Rychu Grubiński ze swoją ekipą pojawia się w książkach Grzegorza Kalinowskiego o losach Henkyka Wcisło czy Krzysztofa Bochus i przygodach radcy śledczego Christiana Abella).
Wiosną muszę KONIECZNIE wygospodarować garść czasu i dołączyć do Ryszarda Ćwirleja prowadzącego grupę swoich czytelników śladami Olkiewicza lub Fischera.