Ostatnio zasmakowałem się w historiach, które poruszają język sztuki. Od ,,Bakumana'', gdzie obsesja prowadzi do wielkich magazynów z mangą, po salonie mody z własnoręcznie wykonaną suknią w ,,Paradise Kiss'', a teraz ,,Blue Period'' poruszający się po galeriach z malowidłami. Na pozór - mamy ucznia z wysokimi stopniami, który mógłby podbijać uczelnię, ale zetknięcie z obrazami na kółku artystycznym sprawi, że poruszy go dzieło wizualne. Początkowy spór o to, że z malowania mało kto wyżyje - postanawia zburzyć fasadę materialnych korzyści i rysować martwą naturę ucząc się kompozycji, głębi ostrości czy techniki rysowania małych przedmiotów. Hobbystyczne pragnienie prędko przekształca się w życiowy cel, by trafić do publicznej szkoły nauk plastycznych. Rzecz jasna, nie ma tu zawrotnego tempa akcji, skoków w narracji i dziwnych retrospekcji, które rozpraszałyby czytelnika. Dostajemy czytelną, klarowną historyjkę o młodzieńcu, który, trochę ni z gruszki, ni z pietruszki - chciałby spełniać się jako artysta w barwach olejnych.
Raczej otrzymamy klasyczne ,,od zera, do superbohatera''. Od amatora rysującego po lekcji proste szkice, aż po samoświadomego pasjonata, który stwierdził, że chce robić to, aby nie stać się kolejnym korposzczurem w Japonii. Opowieść prowadzona zgrabniej od ,,Bakumana'', bo nie stosuje tandetnych zagrywek i nie wpuszcza bohatera na głęboką wodą od pierwszej sceny, za co szanuję. Jednocześnie nie ma tej mocy, co ,,Paradise Kiss'', ponieważ posta...