Książka zaskakuje przewrotnością oraz sporą dawką inteligentnej ironii, z jaką autor przedstawia swoją – jakże oryginalną- wizje nadchodzącego końca świat. Temat, można by rzec, wyjątkowo aktualny i stale obecny w zbiorowej świadomości – zbliżająca się apokalipsa niepokoi, fascynuje i rozbudza wyobraźnię od początku dziejów. Pradawne przepowiednie Majów sugerują wyraźnie, że czas wielkiego Potopu i końca historii właśnie staje się faktem. Co wspólnego z tym doniosłym i budzącym grozę wydarzeniem może mieć stary Fryderyk Pauszke i zrodzony z gąszczu jego brody, syn? Okazuje się, że bardzo wiele. Ten przedziwny duet, wraz z garstką równie jak oni osobliwych postaci, może ocalić ludzkość, realizując przy okazji budowy Arki najbardziej absurdalne i nieprawdopodobne plany zbicia niemałej fortuny. Powieść, mimo, że współczesna do granic możliwości, pełna jest subtelnych kulturowo- literackich aluzji – poczynając od sugerowanej przez sam tytuł Biblii, poprzez surrealizm rodem z najdziwniejszych fabuł Bruno Schulza oraz cyniczny komizm niczym u mistrza Jarosława Haska. Sacrum miesza się z błotem, woda z Sulistrowiczek może być święta, a odpusty i bilet na arkę można nabyć na internetowej aukcji. Cóż – taki świat. Rok 2012. Wrocław. Przeddzień końca świata …