W czas zły („dobrej zmiany”) wybieram Mirona Białoszewskiego. Dlatego, że je- stem głęboko przekonany, iż powiedział on o świecie i moim w nim byciu więcej, niż napisali o jego dziele i legendzie komen- tatorzy tej twórczości, czyli że jego dzieło ciągle „rośnie”, „otwiera się” na nowe konteksty, nowe interpretacje, na – jakby powiedział Harold Bloom – rozmnażanie dezinterpretacji. Wybieram Białoszewskiego, bo według stereotypu, starannie zresztą przez współtwórcę Teatru Osobnego pie- lęgnowanego, „osobność” jest znakiem wyróżniającym tę twórczość. Osobność oznaczająca doświadczenie wykluczenia, nieobecności, „nieprzydatności”, „nie-bycia w świecie (społecznym)”.
W Białoszewskim interesuje mnie nie „koślawość” lub „maesteria” języka, w Białoszewskim interesuje mnie… Biało- szewski, sposób, w jaki umiejscawia się jego podmiot w świecie, w jaki pojmuje on swoje „bycie-w-świecie”, bycie artystą.