Przyznaję że '' Białe zeszyty '' nieźle zamieszały w mojej głowie i w moich emocjach . Nie gustuję w pamiętnikowych formach opowiadania . W pamiętniku zwłaszcza takim nie fabularyzowanym , tylko ten co pisze wie o kim i o czym pisze . Mnie irytuje kiedy nagle pojawia się jakieś imię i nazwisko , albo samo imię i litera nazwiska , albo wręcz tylko inicjały i ja zupełnie nie wiem o kogo chodzi . Nie ma tak jak w powieściach , rozbudowanych psychologicznie tych znienacka pojawiających się postaci . Na przeczytanie tej książki namówiła mnie siostra . Na moje ''przecież wiesz że nie lubię pamiętników '' powiedziała '' ale ten jest inny , naprawdę pełen mądrości wszelakiej '' . Poległam , dałam się namówić i przeczytałam . Pierwsza pojawiła się irytacja , a zaraz potem złość na główną bohaterkę , czyli autorkę . Myślałam sobie że co z Soni Raduńskiej za psycholog , jak ona w ogóle pracuje z ludźmi i jak im pomaga skora sama ma totalny miszmasz emocjonalny i światopoglądowy . Żałoba po śmierci męża , złe albo raczej żadne relacje z dziećmi i jeszcze teraz ten Paweł , uzależniony od alkoholu facet po czterdziestce , który , miałam wrażenie , czasem zachowuje się jak przysłowiowy pies sołtysa (sam nie zje , ale nikomu nie da). No i co z niej za kobieta skoro chce tegoż Pawła odebrać innej kobiecie . Bo jak można rozbijać komuś rodzinę i zabierać ojca dziecku . Bo Paweł miał żonę Lidkę i córkę Małgosię . No więc jak można sięgać po cudzego męża ? Ćwierkała i tokowała tak koło teg...