Powiedziałbym, że to swego rodzaju eksperyment literacki. Ciekawy mniej więcej tak samo, jak przeżycia mężczyzn związane z rodzeniem dzieci. Kobiety niezbyt często pisują powieści sensacyjne na temat mafii, a jeszcze rzadziej na bohaterki takiej powieści wybierają cztery "mafiowomen" – nie wiem, niestety, jak nazwać żeńską odmianę mafioza.
Wszyscy mężczyźni z rodu Luciano, łącznie z małymi dziećmi, zginęli w wojnie z konkurencyjną rodziną mafijną, ale przede wszystkim dlatego, że ojciec chrzestny, Don Roberto Luciano, wpadł na wyjątkowo ryzykowny pomysł, żeby pogrążyć przeciwnika zeznając przeciwko niemu w sądzie, to jest przerwać wielowiekową zasadę omertà. Jego żona, synowe i wnuczka podejmują walkę z konkurencyjnymi organizacjami przestępczymi, na Sycylii i w USA, chcąc zapewnić sobie początkowo jedynie bezpieczeństwo i dostatek. Jednak apetyt rośnie w miarę jedzenia…
Wiele elementów akcji pojawia się właściwie znikąd. Bohaterowie… przepraszam, bohaterki zdobywają przeróżne informacje zupełnie nie wiadomo, jak i skąd. Za to opis sukni ślubnej Rosy, wnuczki Don Roberta, jest niewątpliwie perfekcyjny. Wielu innych kreacji i ubiorów także.
Poza krwawymi elementami powieści mafijnej jest też w książce Lyndy La Plante i mezalians, i wielka namiętność, i kilka romansów, i zdrada, i tragiczny wątek dziecka porzuconego w młodości…
Ot, jak już wspomniałem, eksperyment. Moim zdaniem, umiarkowanie udany.