"Bałkańskie upiory" literacko to ekstraklasa. Kaplan jest świetnym pisarzem - eseistą, oddającym klimat miejsc i nastroje ludzi, których spotyka na swojej drodze. Reporter mistrzowsko wyczuwa napięcia i negatywne emocje przez lata nawarstwiające się na Bałkanach: Chorwacja, Serbia, Bośnia, Albania, Rumunia, Bułgaria czy Grecja, pod jego piórem jawią się (słusznie) jako etniczny tygiel, starający się wyjść z cienia Osmańskiego panowania, wymuszającego na każdej nacji podkreślenia swojej odrębności etnicznej - eskalacja wisi w powietrzu.
Literacko super. Mam jednak wrażenie, że to bardziej zbiór impresji, niż rzetelne źródło wiedzy o Bałkanach tuż po upadku Tity, a w przededniu wojny. Kaplan owszem, przedstawia nam losy każdej nacji od czasów najdawniejszych - pokrótce opisuje lata jej świetności, podstawy ewentualnych roszczeń i pretensji względem sąsiadów, pokazuje piętno, jakie na mieszkańcach wywarł komunizm i czytając byłem zachwycony, że wreszcie ktoś mi wytłumaczył czemu oni wszyscy tak się nienawidzą.
Potem przyszło do mnie kilka refleksji. Kaplan to reporter w stylu tych, co to biorą na plecy plecak, do plecaka wkładają książki mające być dla nich inspiracją, wsiadają do pociągu i jadą w nieznane. Problem w tym, że większość szeroko cytowanych przez autora książek, właściwie wszystkie ważne, to pozycje (również reportaże) z lat 1900 - 1930. Rozumiem, że gdy autor pisał swoje reportaże na rynku nie było dostępnych zbyt wiele pozycji o Bałkanach ...