Nie powiem - opis historii przyciąga, rozwija wyobraźnię i podpowiada dwóch zakochanych vs. reszta świata. Ale tak... nie jest, i może to i lepiej, bo taka fantazyjna/bajkowa wizja byłaby w czasach IIWŚ nierealna.
Ariel jest tu zarówno starcem opisującym wyrostkowi swoje przeżycia, jak i dzieciakiem, nie mającym pojęcia czym jest widmo, a co dopiero życie podczas wojny. Początkowo irytuje, by wraz z biegiem wydarzeń zaskarbić sobie moją przychylność. Nie rozumiem jego przywiązania do muzyki, ale to tam tylko ja tak mam. Wolf, pierwsza miłość, zakazana, jak się okazuje jest wstawką - fakt, RATUJE i i COŚ ROBI, ale czytając widzimy, że więcej go nie ma, niż jest. Dzięki niemu Ari ma przyszłość, ale dziwi mnie DZIAŁANIE Niemca po gettcie. Są jeszcze rodzice i Hania, niby epizody, ale z całego grona postaci "na chwilę" najważniejsi i najmniej przeze mnie zrozumiani, po prostu pewne RZECZY widzę inaczej.
O dziwo niewiele jest o bohaterstwie, mordzie, głodzie i upodleniu. Jak sam Ari wspomina - napisano o tym wiele książek, a i ludzie oburzają się, kiedy Żyd, wspominając tamten czas, bardziej woli mówić o codzienności, niż o bestialstwie. Coś w tym jest, bo wiem co nieco o Światowej i faktycznie, trafiam wciąż na heroizm i poświęcenie, a opowieść o tym, jak się żyło przyziemnie jest trochę spychana. A tutaj jest po prostu życie, bo o dziwo życie toczyło się dalej i trzeba było je jakoś urządzić.
Zastanawiam się na ile to opis czyjegoś życia, a na ile...