Odkrycie roku. Niespodzianka z teksańskiego kanonu. Świeża przygoda wyrwana ze snów przebitej duszy - przesiąknięta boleścią nad złamaną osobowością - jakby stanie przed lustrem z wybitym szkłem. Dawno nie miałem takiej zabawy, jak od czasu wydania płyty Dinala - w strefie jarania i w strefie rymowania. Relaksująca, ale wybijająca z komfortu i nabitego humoru. Spotkanie dwóch kobiet o skłonnościach homoseksualnych, stykających się w przerwie czasowej, przecierające barierę mgły, na styku rozpalającej samotności i ucieczki od życia w głąb piętrzących się gór i chmur zasłaniających pogodę ducha. Spotykają się przypadkiem w sklepie, a być może, nazwijmy to, mityczne przeznaczenie? Beatrycze nie ma dokąd iść, gdyż zrezygnowała z wyjazdu do domu nie wsiadając do autokaru. Postanawia uczepić się Lou, która zmierza do San Angelo - do ukochanej ciotki. I tak zaczyna się daleka wędrówka po stepach Stanów Zjednoczonych. Prawdziwa Ameryka bez obrazków ze szklanego ekranu, z dala od trasy wyciętej z biura turystycznego, z dala od jarmarcznego świata oraz ludzi. W międzyczasie wpadniemy na kocią tajemnicę. Panie postanawiają odnaleźć zagubiony dom białego czworonoga. Nie wiedzą, że ktoś ściga zwierzątko - dlaczego? Rodzi się napięty thriller.
Śmigamy samochodem z przyczepą długie mile po zachodnich wybrzeżach, w wymarłych dzielnicach, gdzie duchy z przeszłości odkrywają skrywane krzywdy, a kobiety są ofiarą swojej płci i uwikłania w nieunikniony świat męskich liberatów. Prze...