Mówiąc krótko, to powieść o cenie, jaką trzeba zapłacić za bycie emigrantem i imigrantem, rozdartym między rodzimą Nigerię i raj poszukiwany – Stany Zjednoczone lub Wielką Brytanię (w zależności od bohatera i czasu). To powieść o radzeniu sobie z samotnością, tęsknotą, wspomnieniami. O trudnej, ale nierdzewiejącej miłości, takiej której zlepem jest wspólna historia. A także o życiu, w którym nie jest się ani szczęśliwym, ani nieszczęśliwym. Gdzieś pomiędzy.
W tej powieści Adichie osiągnęła najwyższy poziom swego pisarskiego kunsztu, zwłaszcza w odniesieniu do opisów ludzkich charakterów – ‘lubił powtarzać, że to była miłość od pierwszego śmiechu’, ‘szczerość i prawda zależą od kontekstu’, ‘wypłukany z namiętności’, ‘pytania na temat życia, jakie zadawał były zupełnie inne od tych, które zadawała ona’, ‘szanowała moją potrzebę czasu i przestrzeni’, ‘emanował cichą siłą’.
Summa summarum, nie jest to powieść łatwa. Jeśli dopiero zaczynacie swoją przygodę z prozą Adichie, proponuję wpierw sięgnąć po wybitną ‘Połówkę żółtego słońca’. Mimo, że ta ostania toczy się w kontekście biafrańskiej wojny secesyjnej. Obie powieści mają niewiele ze sobą wspólnego. Ale ta druga daje większą możliwość polubienia stylu Adichie, psychologizującego, niekiedy sentymentalnego, by nie nazwać go smutnawym. W obu natomiast mamy piękny język i wybitne przemyślenia o dramacie najważniejszego dziś państwa Afryki, ponad dwustumilionowej Nigerii – państwa ‘społecznie podzielonego’, w którym przyszło autorce przyjść na świat i spędzić znaczną część życia.