– Poczekaj, nie odkładaj na bok tego zdjęcia – mówię do mego wnuka, Jasia. – Pamiętasz może, gdzie i kiedy je robiłeś? To zdjęcie będzie na okładce mojej książki. – Pamiętam, bo to był bardzo ważny dla mnie wieczór. Uliczki Filadelfii, zasypane pierwszym w tamtym roku śniegiem, w świetle księżyca wyglądały pięknie i tajemniczo. Następnego dnia rano miałem wyznaczony termin obrony pracy doktorskiej. Wybrałem się na krótki spacer przed snem. Oświetlone puste wnętrze kawiarni i para w środku przyciągnęły mój wzrok. Powodowany niewyjaśnionym impulsem zrobiłem przez szybę zdjęcie kobiecie w zielonym swetrze i towarzyszącemu jej mężczyźnie. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Był to niekontrolowany odruch. Nie miałem pojęcia kim są, a oni na pewno nie wiedzieli, że są fotografowani. – Aha. Czyli Akrazja. Któreś z nich, kiedyś, może zobaczy książkę napisaną w obcym języku. Wyobraź sobie, że wszystko, co stać się może, kiedyś się zdarzy. – No tak. Teoretycznie tak. Kiedy fotografowałem, nie przyszło mi to do głowy. Po prostu zrobiłem zdjęcie maleńkiej, cichej kawiarenki w zimową noc. Przyznaj, że to ładne nastrojowe zdjęcie.