Jestem zdeklarowaną wielbicielką klasycznych angielskich kryminałów, a zarazem interesuje mnie brytyjska rodzina królewska (na przestrzeni dziejów, ale to nie znaczy, że ignoruję współczesność), zatem uznałam, że powinna to być lektura dla mnie stworzona. I jest, choć miałam obawy, bo tak łatwo można dać się nabrać i tak często zachęcający opis kryje zniechęcającą zawartość - tu jest dokładnie tak, jak być powinno.
Zabójstwo, do którego dochodzi w Windsorze w czasie, kiedy przebywa tam królowa Elżbieta II powoduje problemy w życiu ludzi zajmujących się zamkiem i monarchinią, a ponieważ Jej Wysokość bardzo sobie ceni zarówno ludzi, dla których ma mnóstwo szacunku i sympatii, jak i zamek, który jest dla niej ulubioną rezydencją i miejscem wytchnienia, postanawia dopilnować, by sprawa została szybko rozwiązana. Co prawda obecny szef MI5 okazuje się być idiotą, ale to przecież nie może powstrzymać królowej - przy pomocy asystentki swojego sekretarza prowadzi samodzielne dochodzenie, które kończy się rozwiązaniem zagadki.
To bardzo klasyczny kryminał, bez epatowania makabrą, opisów zmasakrowanych ciał, brutalności fizycznej i wulgaryzmów, kryminał arystokratyczny, można by powiedzieć. Nie ukrywam, że spodobała mi się Jej Wysokość z uwagi na troskę o ludzi, którzy jej zaufali i dla niej pracują, zrozumienie ich trudnego położenia, chęć szybkiego doprowadzenia spraw do porządku, żeby nikt nie został poszkodowany. Królowa oczywiście również ma swoje ograniczenia i wielu rzeczy zrobić nie może, szczególnie zaś nie może jawnie wtrącać się do śledztwa, ale to, co zrobić potrafi i jak dedukuje na podstawie czasem nikłych przesłanek - to majstersztyk. Książka ląduje w bliskim sąsiedztwie klasyki gatunku, czyli serii Agathy Christie, a ja mam zamiar po świętach dopaść drugi tom.