Ależ to była jazda! Owszem, nie ukrywajmy "faktów oczywistych" – grubaśna książka Helgasona nie jest do wchłonięcia „na raz” i nie dlatego, że wieje nudą, lecz wymaga skupienia, by w pełni delektować się przebogactwem języka („Bobbit. Hobbit. Alex w klozecie”), tej cudacznej kakofonii dźwięków i słów, wrzasków i jęków ulgi. Oj, napracował się Jace... Recenzja książki 101 Reykjavik