Szkoła jak szkoła. Nie było mnie więc rodzice poszli się ogarnąć, jak i co (bo nawet internetu nie miałam) i jak się okazało, wychowawczynie to normalnie w drzwiach stały i czekały. Mój tata wchodzi, a jakaś babka do niego woła: "Pana córka to do mnie!". On taki szok, bo pierwszy raz go widzi, kto to w ogóle jest, ale nic, idzie dalej. No a dzisiaj tylko telefony, że zaraz system zamykają, więc było wielkie poszukiwanie świadectwa... I pięć minut przed zamknięciem przyjechałyśmy. Więc jestem, na mat-geo, czyli inaczej zwane turystyczno-ekonomiczne coś. No i jak mówiłam, nie było wielu osób, o ile w innych klasach jest nawet pod 30, to u nas 20 nie ma... Będzie ciekawie.