Studia dzienne czy zaoczne

Na studiach przysługuje ci stypendium: socjalne, naukowe, za dobre wyniki w nauce itp itd

Jeśli postarasz się o socjalne to naprawdę jesteś w stanie się utrzymać SAMA, bo właśnie o to chodzi w tym stypendium, należy się ono tym osobom które nie utrzymują się z pensji rodziców. Także na dziennych tez dasz sobie radę
Sa rowniez korzystnie oprocentowane kredyty studenckie.
[treść usunięta ze względu na reklamę]

Jakby co, to z tym stypendium socjalnym to nie jest do końca tak, jak pisze @starmilks - musisz spełnić pewne warunki, z tego co pamiętam to dochód w Twojej rodzinie na jedną osobę nie może przekraczać jakiegoś progu i potrzebne są zaświadczenia o zarobkach obojga rodziców, które załatwia się w Urzędzie Skarbowym.

Z kolei stypendium naukowe to w sumie trochę smutny żart - mogę się pochwalić, że dostawałam takie i wynosiło ono, w najlepszym momencie 480, a w najgorszym 280 złotych miesięcznie.

A jeśli chodzi o zaoczne studia to chyba najlepiej byłoby się rozpytać na jakichś forach uczelnianych albo na uczelnianym facebooku czy opłaca się na nie iść, czy nie. (Pod względem poziomu, materiału, ilości zajęć itd.)

To zależy od tego co studiujesz i ile brakuje ci kasy. Ja studiowałem dziennie i pracowałem w weekendy i popołudniami (w restauracji pod złotymi łukami i w kilku innych miejscach m.in. stacji benzynowej, w porcie itp. typowe studenckie "gównoprace" w których paradoksalnie więcej się nauczyłem niż na uczelni :D) było ciężko ale miło wspominam tamten czas - kwestia indywidualna.

Dzienne studia, fajne są balować można w opór. Dorabiać też w jakiejś gastrówie i git. A to nie jest tak, że zaoczne się płaci myljony, a dzienne są za fryko?

Ja powiem tak, na rynku pracy w 95% sytuacjach mają gdzieś, czy te studia były zaoczne czy dzienne. Mają gdzieś, czy oceny były dobre czy nie. Mają gdzieś, o czym była praca mgr. Kompletnie i totalnie do granic możliwości gdzieś. Jest papier? Jest, i to się liczy. Oczywiście w zależności od kierunku i ambicji użytkownika, ja jednak osobiście poleciłbym iść na zaoczne, żeby zdobyć jakieś kontakty i doświadczenie zawodowe po drodze. To praktyczniejsze podejście, zwłaszcza że przynajmniej połowa przedmiotów na polskich uczelniach to wątpliwej jakości pitu pitu, które traci przydatność pięć minut po kolokwium.

Ja studiuję dziennie prawo, wieczorowo prawo francuskie. Przez cały czas pracowałam, teraz pracę straciłam przez pandemię. Da się to pogodzić przy dobrej organizacji czasu i luźnym grafiku. Nie omijałam żadnych zajęć. Średnią miałam 4,5 na semestr zimowy. Na luzie mam czas na znajomych i hobby bez zarywania nocek.