Oczywiście Nikifor, jest w nim coś ujmującego i rozbrajającego, w tej niewymuszonej prostocie przekazu, nieobciążonej szkołami malarstwa, trendami i przymusem wyróżnienia się. A Dalego jest taki obraz, o ile mnie pamięć nie myli: „Przeczucie wojny domowej”. Robi wrażenie.
Czasem jestem proszony o kilka zdań na okładkę, nie odmawiam, jeśli czuję, że mogę coś wartościowego powiedzieć. Pisuję niekiedy (raczej rzadko, gdyż czasu brakuje na wszystko) recenzje do Qfantu, sam wybieram książki, są to takie, obok których nie przeszedłem obojętnie. Zupełnie nie mogę narzekać na brak recenzji własnych powieści, nie proszę o nie, bo nie wiedziałbym, kogo poprosić, nawet nie jestem w stanie wszystkich wyśledzić, choć się staram :).
I, nie wiem na ile to typowe, nieczęste chyba, ale nigdy nie zasięgam opinii przed ukazaniem się na papierze. To nie kwestia jakiejś bezkrytycznej wiary we własne umiejętności, tylko przekonanie, iż gdyby ktoś podsunął garść uwag, opinii, sugestii i wrażeń przed ukończeniem tekstu, nie mógłbym się oprzeć chęci ich uwzględnienia, a zwyczajnie nie umiem pisać pod dyktando. W trakcie pracy nieustannie towarzyszy mi niepewność, nad jednym akapitem potrafię zastanawiać się godzinami, więc uwagi z zewnątrz mogłyby mi całkiem sparaliżować wyobraźnię.
Czas opinii przychodzi później, najbardziej zależy mi na tych spontanicznych, przysyłanych mailami z czystej potrzeby chwili. Bo są najprawdziwsze. Gdy czytelnik zapyta na przykład: Czy Pan naprawdę jest złodziejem? Trudno o większy komplement! :-)