Ostatecznie czymże jest miłość :) Postawmy to pytanie. Czemu służy. O George Sand z męskim pseudonimem wolałbym się nie wypowiadać, bo jeszcze coś sknocę. Lecz o miłości Chopina, czemu by miała służyć, łatwiej jest mi myśleć. Sam jestem (bywam) kompozytorem, malutkim przy geniuszu Chopina, to prawda. Jednak proces twórczy jest właściwie ten sam, przesłanki i cele. Odkładając na bok frazeologię z listów o boskich podmuchach - kompozytor musi mieć czas dla siebie, aby znaleźć w myślach wizję, wychodzić ją na spacerze, a potem aby ją wystukać na klawiszach, strunach a w końcu żmudnie wpisać w papier nutowy. Dla kogoś nieobznajmionego z muzyką, wystarczy porównanie z szyciem garnituru, trwa to tydzień. Szyjąc można słuchać radia, komponując trzeba mieć warunki extra. (To że Wolfgang Rhim słucha radia, telewizji i cd naraz i jeszcze komponuje odkładam do plotkarskich newsów.) Żeby pisać taką muzykę jak Chopin, trzeba nie mieć ustabilizowanego życia mieszczańskiego, lecz warunki wyszukane. Stałą powiernice, lecz niestałą. Poszukiwanie uczucia bardziej niż nim nasycenie i wklęśnięcie. Wreszcie odgrywanie nowo stworzonego dzieła w przytomności uwielbienia i nadinterpretacji, a nie skwapliwego tolerowania, niczym jakaś księgowa. Te warunki musiała zapewniać George bez "s", aby 8 lat mogło wybić. (Przepraszam za strasznie długi post, taki mi wyszedł...:)