Elo,
tak to co zostało wcześniej powiedziane zdarzy się i nie tylko. Będzie wiele nowych niespodzianek dla czytelnika:
Prolog
I nastąpiło coś, czego nikt od wielu lat, a nawet wielu wieków nie mógł pamiętać, bo nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziano, bo nigdy się nie zdarzyło coś takiego w tym świecie. Nastąpiło coś, co było niezwykłe, inne niż wszystko, co się zdarzyło dotychczas i, co najważniejsze dla tych istot, dawało – nadzieję na lepsze jutro.
W środku najczarniejszej z najczarniejszych nocy – rozbłysło oślepiające światło na niebie. Lecz, ku ogólnemu zdziwieniu, nie było to słońce, nie było to nic, co normalnie wydałaby na ten świat matka natura, to było coś zgoła innego, nienaturalnego a w swojej nienaturalności niosło to zdarzenie ładunek czegoś pierwotnie pięknego. Wielu ze świadków tego wydarzenia, by pełniej je doświadczyć swoimi ułomnymi zmysłami, wyszło z chałup na podwórza, by móc czerpać pełnymi garśćmi z przeżycia tej chwili w nadziei, że oto spełniała się wreszcie przepowiednia Hironiusza.
Ci, co wyszli przed swoje obejścia, tak przynajmniej im się wydawało, widzieli małą postać, która tam, hen daleko, gdzieś przed siebie podążała. Ta postać była nie wysoka i licha o niezwykle odstających uszach, lecz nie była ona sama. Towarzyszyła jej dwójka innych istot z tej samej, zapewne, rasy. Jedni ze świadków tych zdarzeń, później pochwyceni przez siepaczy Imperatora, twierdzili, że była to samica i małe dzieciątko – zapewne dziewczynka, inni znów twierdzili, że nic nie ujrzeli…
Tak samo, jak nagle w środku tej pamiętnej nocy pojawiło się to niezwykłe światło, tak samo nagle i niespodziewanie zgasło. A wszystkich tych, którzy wylegli z chałup na podwórza zalała wszechobecna ciemność.
Nikt z tych, którzy doświadczyli tych cudów, nie mogło się spodziewać, że oto, gwałtownie i wbrew ich woli, nastąpiła zmiana w ich losie. Nie mogli przecież wiedzieć, że przeznaczenie na ich własnych oczach, rozpoczyna dzieło kreacji Mściciela. A to działanie, w którym tak wielu uczestniczyło, w roli świadków, miało zmienić losy tego świata i innych równoległych bytów.
Spełniła się bowiem pierwsza część przepowiedni Hironiusza, że pogardzana istota poświęci się dla innych istot tego świata, by odkupić ich winy i grzechy. Dzięki czemu, mógł narodzić się Mściciel na plaży Oceanu Otchłani Północy. Zarazem wszystkie istoty światła tego świata nie mogły wiedzieć, że Czarny Pan spuścił ze swej smyczy zagony swej przybocznej gwardii, że oto są świadkami brutalnej i bezlitosnej wojny między dobrem a złem. Wielu z tych, którzy byli świadkami tych zdarzeń miało już niebawem zostać zarżniętych na ołtarzach nowych panów w roli ofiar dla ich nowego boga – Ojca Imperatora. Nie mogli też wszak wiedzieć, że Czarny Pan wysłał w pogoni za Mścicielem, nie tylko swe wojska, wysłał coś znacznie potworniejszego – najemnika, będącego na usługach ojca Imperatora…
Rozdział I
Narodziny
Zatrzymaj Czarne Rumaki !
Proszę ciebie o to, o mój Panie.
Stań na ich drodze,
I swym ciałem zdzierż ich upiornej sile.
To one ciągną istoty światła,
W kajdanach narzuconej wolności ku zatraceniu,
Byśmy tam mogli umierać,
A oni mogli tam żyć.
Proszę, wyciągnij swą stal
I walcz z tą siłą ciemności,
Która niesie trwogę w nasz świat
Na karych rumakach zła
I zwycięż byśmy nadal mogli tutaj trwać.
A potem rozkuj łańcuchy
Z wolności narzuconej siłą
I daj odpocząć swej wierze,
Byś znów, jeśli taka będzie potrzeba,
Zniszczył na swej drodze Czarne Rumaki zła!
Pieśń religijna mieszkańców Klimazonii.
– Lama oti kara’ti me ? – zapytał się nieznajomy Czarnego Pana.
– Przecież wiesz Seehiaszu, że nie lubię rozmawiać w starym narzeczu! – zaperzył się nie na żarty Imperator.
Przyjrzał się zarazem, bardzo uważnie, swojemu rozmówcy. Mówca był przedstawicielem najstarszej z ras, jaka kiedykolwiek zamieszkiwała ten świat lub inne ze światów, rasy mal’ach. Byli oni posłańcami boga, który powołał do życia ten i inne światy. Jednak po Wielkiej Wojnie, której przyczyną był sprzeciw jednego z nich narcystycznemu bogu, wielu z rasy mal’ach została sługami jego ojca.
Tak samo Seehiasz był na usługach jego ojca. Jednak w odróżnieniu od wielu innych, nie był sługą z własnej, nieprzymuszonej woli, ale służył jego ojcu z konieczności. Teraz jednak, dzięki temu zleceniu, jakie miał za chwilę dostać, otrzymywał od losu olbrzymią szansę, by wreszcie odzyskać wolność i możliwość samostanowienie o sobie.
– Wiem o tym, ale czy to jest mój problem? Przecież to ty mnie potrzebujesz, a nie ja ciebie! Więc postaraj się dostosować do mnie, tym bardziej, że to jest język mej rasy.
– Czy aby na pewno nie mylisz się w ocenie sytuacji, kto powinien się do kogo dostosować, mój przyjacielu? – zapytał się ironicznie Imperator swojego gościa. – Myślę, że to, co jestem ci w stanie w tej chwili zaoferować, będzie, zwłaszcza, dla ciebie bardzo pożądaną zapłatą za wykonanie dla mnie tego jednego zlecenia, tak więc? – zachęcał posłańca Imperator.
Seehiasz podniósł swój wzrok na Czarnego Pana.
Jednak zgodnie z naszym wyobrażeniem, to nie były oczy w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie były to oczy w znaczeniu narządu wzroku, nie były bowiem zbudowane w sposób akceptowalny dla istot światła czy ciemności. Gdybyśmy spojrzeli w nie to dostrzeglibyśmy, zamiast białka i źrenic – bezkresną i ciemną materię.
– Zatem nie zwlekaj Imperatorze ze swą propozycją dla wiernego sługi władcy istot ciemności – ukłonił się w sposób dworski a zarazem, jakby chciał rozdrażnić swoim sarkazmem w wypowiedzianych słowach uszy Czarnego Pana. Lecz ten nie poruszony zachowaniem mal’ach kontynuował bez cienia nerwowości dalej swoją wypowiedź.
– Czy wiesz, ze rozpoczyna się wojna?
– Losy tego świata i istot go zamieszkujących mnie nie interesują Imperatorze. Mam w swoim wiecznym życiu poważniejsze sprawy na swojej głowie. Dla mnie to wszystko wokół to robactwo, które należałoby wybić do nogi. Rozłazi się, pleni bez umiarkowania u mych stóp. Zresztą, jak myślisz komu to zawdzięczam, że tutaj jestem i tobie służę ? – zapytał się ze złowieszczym uśmiechem na twarzy Seehiasz.
– Jednak chciałbym, byś to wiedział zanim usłyszysz co masz uczynić dla mnie.
– Słucham zatem ciebie panie!
– Masz zlokalizować i zgładzić Mściciela, który pojawia się w moich snach z girlandami kwiatów na szyi.
– To cię boli. Przepowiednia sędziwego Hironiusza widzę ciebie nęka, jak wrzód na dupie. Jednak, ty istota władcza, zło skondensowane tego świata, pełna mocy ciemności, boisz się, co ja mówię, nie jesteś pewny swego bytu do końca. Może jednak jest istota, zapewne śmiertelna, licha i wątła, która jest w stanie ciebie i twego ojca pokonać. Ale jak to może uczynić? Czyżbyś jednak nie był tak wszech potężny, jakby tobie się to wydawało? – nie kończył pasma złośliwości posłaniec. Jednak Imperator zdawał się nie słyszeć cynizmu i sarkazmu w wypowiedziach swojego gościa. Przynajmniej tego po sobie nie okazywał. Kontynuował, jak gdyby nic dalej.
– Jakie to ma znaczenie dla ciebie, jeśli ci powiem, że odzyskasz, po wykonaniu tego zadania, po tak, przecież, długim czasie swoją wolność i nie będziesz już zmuszony służyć ani dla mnie ani dla mego ojca? Zwolnimy ciebie z twojej przysięgi, którą tak nie opatrznie złożyłeś… Czy nie jest to zaiste wspaniała dla ciebie nagroda? – na ustach Czarnego Pana zawitał uśmiech. Wiedział doskonale, że Seehiasz zrobi wszystko, by to osiągnąć.
– W takim razie z wielką chęcią wykonam twoje zlecenie, mój panie.
– Powodzenia mal’ach. Liczymy na ciebie.
Nie zdążył dokończyć tego zdania a w komnacie już nie było posłańca. Ze smyczy spuszczono najpotężniejszego z przeciwników Darkara. Czy los będzie nadal sprzyjał Mścicielowi?