“Właściwie nie pamiętał już, jak to się zaczęło. Na początku siadał po prostu w pokoju syna, puszczał jakąś nostalgiczną muzykę i wspominał wspólne chwile, racząc się alkoholem. W niemałych ilościach, ale rzadko do nieprzytomności. Czasem miał wrażenie, że syn jest tuż obok i za chwilę go dotknie. A przynajmniej zobaczy. Nic takiego jednak nigdy się nie wydarzyło. To wtedy chyba przestał wierzyć, że jest coś „po” tym życiu. Bo więź łącząca go z synem była naprawdę szczególna. I aż niemożliwe, by skończyła się tak nagle, ulegając całkowicie unicestwieniu. A jeśli jednak „coś” tam nawet i było w tych „zaświatach”, to raczej nic dobrego. Bo któż mógłby beznamiętnie patrzeć na bezmiar rozpaczy rodzica po stracie ukochanego dziecka?”