Cytaty Przemysław Żarski

Dodaj cytat
Zrozumiał, że czas wyrwać tkwiący w sercu cierń i zacząć żyć.
Każdy z nich zapłacił wysoką cenę, ale nie każdy przetrawił ból i się podniósł.
(...) świat to festiwal niespełnionych ambicji i szalona loteria, w której najczęściej wypadają tandetne fanty.
Prawda jest jak dupa, każdy ma swoją
Prawda wyzwala. Nieważne, ile bólu ze sobą niesie.
Każdy z nas inaczej reaguje na traumatyczne przeżycia, wypiera bolesne doświadczenia, obrazy i fakty.
Odkąd tu jestem, mam wrażenie, że brodzę w jakimś cholernym grzęzawisku. Wszyscy są umoczeni po łokcie. Jeden fałszywy krok i już cię nie ma. Idziesz pod wodę.
Noc rozsiadła się na horyzoncie i wpatrywałem się w jej melancholijne oblicze jak urzeczony. Uwielbiałem ciszę, która jej towarzyszyła. Wsłuchiwałem się w jej melodię, odławiałem ukryte w strukturze mroku dźwięki. Nasiąkałem nimi.
Czułem, że czasem lepiej nie znać prawdy. Łatwiej żyć złudzeniami.
Każdy z nas ma dwa oblicza: to w którym wychodzimy do ludzi, przylegające do skóry ciasno niczym frak, i drugie, które staramy się przed światem ukryć.
Niszczył wszystko, co znalazło się na jego drodze. Wiedział, że największą przeszkodą jest on sam, dlatego przeniósł się do tej zabitej dechami dziury. Tu nikogo nie skrzywdzi.
Bezbarwna miejscowość, w której zamieszkał, zawieszona w pół drogi między biedą i nijakością, nie oferowała niczego więcej poza ciasną kawalerką na wynajem, sklepem spożywczo-monopolowym i barem, który przypominał mordownię w starym stylu.
Będąc dzieckiem, trudno wniknąć w świat dorosłych.
Ojciec był jak ten wieczny chłopiec, który zostawia cień na ścianie, lecz ciałem jest daleko stąd.
Prawda jest jak dupa, każdy ma swoją...
Sielskie krajobrazy ukrytej między pagórkami wsi miały w sobie sporo lukru, pod jego grubą warstwą krył się zakalec ograniczonych możliwości, niespełnionych ambicji i zaściankowego myślenia. Im byłem starszy, tym trudniej było mi się spod nich wygrzebać. Nie pasowaliśmy tutaj. Obaj.
Kochała córkę, mimo to wciąż wyrzucała sobie, że jest kiepską matką. Że ją zaniedbuje.
Albo że nie kocha jej wystarczająco mocno, jakby mogła to zrobić na zapas.
Nie sypiała z mężem w jednym łóżku. Tak było wygodniej; przy ich trybie życia wciąż się mijali. Od początku wiedziała, że to kiepska wymówka, ale zgodził się na taki układ. Żyli razem w dwóch przenikających się światach.
Wiedziała, jak oczyścić głowę z toksycznych slajdów. A może była po prostu zimną suką? To określenie przylgnęło do niej już w szkole średniej. Długo się przed nim broniła, ale wbrew pozorom ta cecha ułatwiała jej życie.
Rzadko gotował, umiał przypalić wodę na herbatę, a jego jajecznicę trzeba było nieraz zdrapywać z patelni.
Odkąd pamiętam, garaż był składowiskiem rupieci. W środku walały się pogniecione puszki po piwie, części rozkręconych urządzeń, pralek bądź lodówek. Ojciec raz w miesiącu ładował to wszystko na pakę i wiózł na złom.
Zbierałem deski, resztki starych mebli, w końcu skleciłem z nich coś w rodzaju domku na drzewie. Trzeba było wykazać się bujną wyobraźnią, aby dopatrzyć się w tej zbieraninie zarysu zwartej struktury, ale mogłem stąd doglądać okolicy i ukryć się tu przed światem.
Rude włosy układały się w poskręcane strąki, ich przycięcie jeszcze pogarszało sprawę. Przylegały do czaszki niczym bluszcz i chciałem zapaść się ze wstydu pod ziemię. Miałem je po mamie, ale jej tylko dodawały uroku.
Przyjeżdżał tu w każdy weekend, przedzierał się przez nieprzystępne rewiry rozległego lasu, skupiony na utrwalaniu chwili i zapisywaniu jej w pamięci aparatu. Nic nie równało się z tym uczuciem ulotności, zapomnienia. Odcinał się od codzienności i działał jak automat.
Podpatrywanie zwierząt w ich naturalnym środowisku było czymś intymnym, pozwalało się wyciszyć i oderwać od uciążliwego uczucia pustki, które wdzierało się do jego myśli każdą szczeliną.
Uwielbiał grę szarości i półcieni; przebłyski światła skakały po poszyciu i grały z nim w berka. Chłonął zapach lasu, nasiąkał nim. Wstawał o świcie, zostawiał auto pod wiaduktem i przemierzał w ciągu dnia wiele kilometrów, by zapomnieć o wszystkim.
Wyprawiał się głęboko w las z aparatem wiszącym u szyi. Zaklinał samotność.
Instynkt łowcy wygłuszał w nim wrodzoną ostrożność, wyostrzał zmysły i pozbawiał go skrupułów. Mężczyzna był skupiony na celu, wszystko inne przestawało się liczyć.
Radio zaczynało trzeszczeć, gubiło po drodze zasięg, z głośnika płynęła muzyczna sieczka. Kiepski czas na rachunek sumienia; prowadził legalny biznes, nikomu nie zalazł za skórę, nie miał wrogów. Komu mogło zależeć na pozbyciu się go?
Ocknął się w obcym miejscu, pozbawionym światła i tlenu. Wbrew temu, co przyszło mu do głowy, nie była to wilgotna piwnica, ale coś znacznie mniejszego.
Słyszał, że człowiek uczy się na błędach. To nieprawda. Czas wygładza ich krawędzie, sprawia, że nie wrzynają się w skórę i nie ranią jak dawniej. Ale wciąż uwierają boleśnie.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl