Cytaty Katarzyna Zyskowska

Dodaj cytat
Z kim w góry wychodzisz, z tym wrócić winieneś w doliny.
- Po co pan to robi? - zapytała, upijając łyk.
- Po co chodzę w góry?
- Tak.
- Podobno ludzi dzieli się na tych, którym nie trzeba miłości do gór tłumaczyć, i tych, którym się tego wytłumaczyć nie da.
One są Francuzkami. Tu jest ich cały świat. Wychowałam je według tutejszych zasad, bez kompleksów i całej tej naszej słowiańskiej bogobojności, religijności, zabobonów. Nie chcę, żeby były grzecznymi panienkami, które są ograniczone konwenansami. Nie chcę, by były takie jak ja kiedyś - potulna panna Mania, ugruntowana w cnotach niewieścich.
Bronka - ta mniej znana z sióstr Skłodowskich - wyprzedza swoje czasy. Osiągnęła więcej, niż sobie założyła w młodości, a zdołała to uczynić mimo wszystkich ograniczeń wynikających z finansowych niedostatków rodziny i pochodzenia z nieistniejącego kraju. No i przede wszystkim: mimo płci.
Stan zdrowia dziewczynek zawsze wywołuje w niej niepokój. W każdej bladości szuka przejawów choroby, w każdym, najbanalniejszym nawet kaszlu nasłuchuje echa suchot.
Wielkanocny tydzień spędzony w Warszawie bardzo ją podbudował. Cudownie było znów spacerować ulicami miasta, które kocha, przejść się nad Wisłą i przez chwilę pobyć wśród swoich. Jak za dawnych czasów.
Prasa nie ustaje w nagonce, a tłum zdaje się coraz bardziej rozsmakowywać w skandalu. Plotki roznoszą się po Paryżu niczym choroba weneryczna - szybko i bez kontroli.
Zabieg redakcji odbiera jako kuksaniec, drobną, chociaż bolesną uszczypliwość: madame Curie ma kochanka, trzeba zatem ukarać niegrzeczną madame! Albo przynajmniej utrzeć jej nosa, umieszczając informację o wyczynie, którego nikt dotąd nie dokonał - o drugim Noblu przyznanym tej samej osobie - na czwartej stronie.
Marie kruszy palcami bagietkę, dłubie widelcem w jajecznicy, ale nie jest w stanie włożyć jedzenia do ust. To nie pierwszy raz, gdy niemal zupełnie straciła apetyt.
Cały Paryż to jedno wielkie, skotłowane namiętnościami pozamałżeńskie łoże, chociaż kobiety i mężczyźni nie mają w nim równych praw. Oni mogą obnosić się z flamami niczym z orderami w klapie na wypiętej piersi, one powinny być dyskretne.
To utalentowany naukowiec z politycznymi aspiracjami, ale też bardzo przystojny mężczyzna. Tajemnicą poliszynela jest, że ma więcej kochanek niż włosów na głowie.
Marie kocha wodę, kocha pływać, kłaść się na powierzchni i unosić bezwolnie na falach, patrząc w niebo.
Istnieje tak, jak się istnieje w podobnych położeniach. Jest "panną Manią", zbitką liter wypowiadanych może bez pogardy, a jednak ze źle ukrywaną wyższością, guwernantką, czyli kimś więcej niż służącą i mniej niż ubogą krewną, rezydentką, w typie Stefanii Kamieńskiej, bytem zaledwie na wpół widzialnym, posiadającym prawo do zasiadania przy pańskim stole, lecz niemającym prawa głosu. Bytem za pięćset rubli.
A gdy zapada wieczór, Mania zasiada do własnej nauki. Algebra, literatura, anatomia, botanika. Dzień podobny do dnia. Rutyna.
Konwersują jednak "o czymś" - w cichym akcie kobiecej niesubordynacji. O tym, kim panna Skłodowska chciałaby byc, gdybym nie była tym, kim jest: półsierotą bez posagu, ale z mglistą mrzonką o Paryżu.
Biel.
Kolor bez koloru, barwa bez właściwości - z każdą minutą, która oddala ją od Warszawy, od ojca i skromnego mieszkania na Nowolipkach, Mania coraz głębiej zapada się w pustkę.
Stalowe cielsko pociągu sunie na północ, komin lokomotywy raz za razem wypluwa w niebo obłok pary, za oknem rozciąga się nieprzebyty bezkres mazowieckich równin.
Nie czuje się piękna i nie jest próżna, do tego za tydzień skończy czterdzieści cztery lata, co w świecie zbudowanym na kulcie siły i młodości czyni ją niewidzialną.
Dwoje najlepszych przyjaciół, dwa ciała - jedna myśl. Alchemia w pracy i między nimi - na wspomnienie męża Marie czuje ucisk w piersi, a potem, na ułamek sekundy, pod jej powiekami rysuje się jego obraz.
Trzydzieści dziewięć lat to idealny wiek dla mężczyzny. Ludzkie istnienie zamknięte w swej najdoskonalszej formie. Kobietę w okolicach czterdziestki zaczyna naznaczać biologiczne zmęczenie, skórę stygmatyzują przebyte ciąże, porody, karmienia. Wszystko więdnie, rozciąga się i opada. Tymczasem mężczyzna wtedy rozkwita.
Nie trzeba było niczego więcej, aby zrozumieć, że oto rodzi się związek wyjątkowy, związek dusz tak silny, że rozkwitnie nawet na wyjałowionym gruncie rozjechanym przez gąsienice niemieckich czołgów
Przyjęcie zakopianiny w nadmiarze często kończy się rozstrojem i niestrawnością, gdy kto delikatniejszej konstrukcji. Tu blichtr i Bizancjum, ale po prawdzie wszystko nędza i guano. Może się cofką skończyć.
Dziś Mania nie będzie analizować alchemii, której groźne, tajemne procesy zachodzą w jej mózgu. Dziś podda się tej magii, bo w skrytości ducha myśli sobie, że cudownie jest być nieracjonalną, wspaniale jest dać się porwać dzikości serca. (s.192)
...małżeństwo to związek więcej niż dwóch osób. To ekwilibrystyczna układanka, w której nie wszystkie elementy do siebie pasują
Każda część mojego ciała wyrywa się do ciebie, każda myśl wędruje poprzez trotuary, przez kanały, barykady, zasieki, ruiny. Ku tobie.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl