Minęło już trochę czasu od premiery Pani książki “Mielizna przeszłości”. Książka została bardzo dobrze odebrana przez czytelników. Czy czekała Pani na recenzje z niecierpliwością? Czego najbardziej obawiała się Pani czytając recenzje książki?
Przypuszczam, że każdy kto kiedykolwiek zdecydował się na opublikowanie tekstu, oczekuje z niecierpliwością na informacje zwrotne ze strony Czytelników. Nie ukrywam, że takim chwilom towarzyszą ogromne emocje, przede wszystkim związane z niepewnością, czy książka przypadnie do gustu. Korzystając z okazji, pragnę serdecznie podziękować za piękne, poruszające, a niekiedy zaskakujące opinie. Są cennym źródłem wiedzy, nie tylko w zakresie oceny warsztatu autora, ale także nastrojów i emocji, jakie wywołuje fabuła.
Czy jest jakaś recenzja, która szczególnie zapadła Pani w pamięć?
W moim przekonaniu wszystkie są piękne, poruszające, interesujące. Zakładam, że wypływają z pięknych wnętrz i dobrych intencji, dlatego nie chciałabym ich wartościować. Do pisania i publikowania, a także ocen ze strony Czytelników podchodzę w wielką pokorą.
Jak się Pani pisało książkę? Czy miała Pani jakieś trudności?
Generalnie rzecz biorąc, nie odnotowuję trudności, gdy zasiadam do pisania, a proces tworzenia definiuję w kategoriach uzależniającej przyjemności. Jeśli jednak musiałabym wskazać jakiekolwiek zagwozdki związane z powstaniem „Mielizny przeszłości”, to były one związane z koniecznością robienia przerw, właśnie wtedy, gdy np. byłam w trakcie jakiegoś absorbującego wątku. Innym rodzajem dylematów było to, że miałam tak wiele pomysłów, iż niekiedy pojawiały się problemy z wyborem wariantu dziejów niektórych postaci. Myślę też, że dość trudnym momentem dla autora jest ten, gdy kończy spisywanie historii. Wiadomo, że gdy się angażujemy w fabułę, na koniec bywa ciężko zerwać z książkowym podglądactwem postaci. W końcu przez te kilka tygodni, które poświęca się na pisanie zaprzyjaźniamy się z bohaterami, odkrywamy ich wady i zalety, mocne strony i słabości, a nawet nałogi. Kibicujemy, wspieramy zmagania ze sobą i życiem.
W przypadku „Mielizny przeszłości” moimi bohaterami byli: Marta i Sebastian. W sumie dopadła mnie taka refleksja, że na tyle ich polubiłam, że gdybym poznała te postacie w realu, to pewnie mogłabym się np. umówić na kawę ze stworzoną przeze mnie bohaterką - Martą. Zna życie, nic jej nie dziwi. Sporo przeszła, więc pewnie wie, że codzienność to nie tylko czerń i biel. Tak, Marta wydaje się być świetnym materiałem na przyjaciółkę, z którą można kraść przysłowiowe konie. Oczywiście, chciałabym się też spotkać z głównym bohaterem – Sebastianem. Wydaje się być interesującym mężczyzną: artystyczną duszą, która - jeśli zajdzie potrzeba - potrafi twardo stąpać po ziemi. Marzyłabym, naturalnie, aby zobaczyć lokal, który stworzył i przekonać się, czy wygląda tak samo jak to miejsce, które wypracowała dla niego moja wyobraźnia...
To druga Pani książka. Pierwsza - “W służbie miłości” powstała pod koniec 2021. Czy doświadczenia zgromadzone podczas pisania i publikacji tamtej książki pomogły Pani podczas pracy nad “Mielizną przeszłości”?
Z pewnością tak. Nauczyłam się, ale i zrozumiałam od tamtego czasu bardzo wiele, przede wszystkim w zakresie języka używanego w beletrystyce.
W tym miejscu chciałabym serdecznie podziękować wszystkim osobom, które mnie wspierały i wspierają – tak w zakresie pisania, jak i w procesie wydawniczym. Zaznaczam, że nie jest to tylko i wyłącznie wsparcie związane z tworzeniem fabuł książek, ale również – jak to nazywam – swoisty „coaching wydawniczy”, rozumiany jako dodawanie odwagi do podejmowania wyzwań i zupełnie nowych inicjatyw, czasami takich, o których nawet nie śmiałam marzyć.
Czy jest jakiś fragment książki, który jest dla Pani szczególnie ważny lub emocjonalnie poruszający?
Nie chciałabym czynić z tej książki szklanej kuli, której zawartość jestwidoczna na dzień dobry dla każdego, kto przeczyta ten wywiad. Zdradzę jednak, że rzeczywiście, jest w tej książce kilka szczególnych momentów.
Z pewnością sporo emocji wywoływało opisywanie zachowań typowych dla sylwetki tzw. krajowego macho, w karykaturalnym ujęciu, na przykładzie męża głównej bohaterki. Kobieta tegoż pana ma być przede wszystkim użyteczna, gospodarna i zawsze w doskonałym humorze. Nie wymagająca i nie pragnąca zbyt wiele. Pomijam kwestię wieku, który jest traktowany przez tego pana niemalże, przepraszam za brutalność, jak „data przydatności do spożycia” (pomimo, że sam jest sporo starszy od swojej kobiety). Pomijam również znaczenie, jakie ten pan nadaje wyśrubowanym standardom, jeśli chodzi o kobiecy wygląd (pomimo, że sam w tej kwestii pozostawia wiele do życzenia). Bohaterka książki - Marta nie czuje się komfortowo w opisanym modelu relacji, dlatego podejmuje takie, a nie inne działania. Natomiast mnie – jako autorkę - na samą myśl o interakcji z takim panem „łaskocze” po plecach całkiem mocny dreszcz obciachu.
W sposób oczywisty, poruszało mnie też pisanie o relacji pomiędzy głównymi bohaterami - Martą i Sebastianem. Oni przechodzą przez istne tsunami zmian, które wymuszają na nich przełamywanie wewnętrznych ograniczeń, barier i oporów, co wcale nie jest łatwe. Sebastian, karierowicz i lawirant, pod wpływem pojawiających się uczuć, uczy się co to znaczy wykazywać opanowanie i cierpliwość, skupiając się na kimś innym poza sobą. Z kolei Marta musi się otworzyć, zaufać i zacząć mówić co jej doskwiera, a ona przecież od lat stara się brać życie za rogi, wkładając maskę osoby, która świetnie sobie radzi bez pomocy innych. Z upływem czasu, okazuje się, że wzajemny kontakt służy bohaterom, bo zaczyna ich łączyć coraz mocniejsza więź. Wszystko toczy się spokojnie, z udziałem rozlicznych niespodzianek, które pojawiają się po drodze. Jednym słowem: zanim bohaterowie w pełni przekonają się do siebie będą musieli zjeść przysłowiową beczkę soli. Będzie warto.
W jednym z wywiadów wspomniała Pani, że do poruszania trudnych tematów zawartych w książce skłoniła Panią proza życia. Przedstawia Pani nijaką rzeczywistość, alkoholizm, przemoc domową, brak empatii, ale z wiarą w to, że wiele można w życiu zmienić. Czy taki był cel powstania tej książki, żeby zainspirować czytelników do zmian na lepsze?
Nawiązując do prozy życia: rzeczywistość to układanka różnych elementów. Ładnych, brzydkich, miłych i niefajnych, etc. Nie ma co kryć, udawać, że pewnych rzeczy nie ma. Ludzie stykają się nie tylko z tym, co piękne i dobre, ale także z negatywnymi zjawiskami jak np. nadużycia, bierna lub czynna agresja. Albo mają styczność z kimś chorym, bo dotkniętym przez nałóg. Nie mówię, że każdy ma kontakt bezpośredni, ale nie uwierzę, że nie dotknął tego typu problematyki w charakterze obserwatora, świadka ze słyszenia lub naocznego, a co najmniej widza lub czytelnika. Konstruując historię Marty i Sebastiana, chciałam oddać skomplikowany klimat stanowiący tło dla rozwijającego się romansu.
Książka traktuje o tym, że przeszłość zawsze jest tłem dla teraźniejszości, teraźniejszość zaś źródłem wachlarzu zdarzeń przyszłych. Pisząc o znaczeniu przeszłości chciałam pokazać spektrum człowieczeństwa Marty i Sebastiana, to w czym ugrzęźli i z czego się wspólnymi siłami wydostają, aby zakotwiczyć się w lepszej teraźniejszości, a następnie ruszyć w kierunku szczęśliwej przyszłości.
Kolejnym celem było pokazanie, że los bywa przewrotny, a życie jest po brzegi wypełnione przypadkami i niespodziankami. Wszystkie pułapki i zakręty, które napotykają bohaterowie ubogacają i ubarwiają ich wspólną drogę. Oczywiście, w książce chodzi też o to, co postacie robią, aby nie wpadać w te pułapki i nie wykładać się na tych zakrętach.
Chciałam też wykazać, jak ważnym czynnikiem jest miłość lub jej brak, i że czasami niebanalne spotkanie z drugim człowiekiem jest w stanie wywołać lawinę nieoczekiwanych konsekwencji, które przekładają się na zmianę miejsca zamieszkania, środowiska życiowego, odejście od tego co stanowiło treść życia w kierunku tego, co wcześniej zupełnie nie wchodziło w grę.
Odnosząc się do kwestii inspirowania: wiem, że wiele osób oczekuje od autorów, iż będą twórcami strzelistych myśli, które zmieniają świat. Nigdy nie myślałam w ten sposób o tym, co piszę i szczerze mówiąc nie jestem pewna, czy bym tego chciała. Uważam, że ludzie są na tyle mądrzy i rozsądni, że sami potrafią wyciągać wnioski i rozgraniczyć to, co jest dla nich dobre i złe, podobnie jak: wartościowe i opłacalne, cwaniackie i inteligenckie, tupeciarskie i wynikające z błyskotliwości, etc. Dlatego powiem tak: nie chcę nikogo do niczego pobudzać, co najwyżej mogę przedstawić jakiś pogląd na pewne sprawy, tworząc i kształtując fabułę w taki sposób, na jaki pozwala moja wyobraźnia, doświadczenie, tudzież osobiste spostrzeżenia i refleksje.
No, może jedynym na co chciałabym zwrócić uwagę jest to, żebyśmy byli życzliwi i empatyczni oraz potrafili czytać między wierszami oceniając postawę innych ludzi.
A Pani jaką ma naturę?
Uważam się za optymistkę. Święcie wierzę w powiedzenie o słodkiej lemoniadzie wyciskanej z cierpkich, kwaśnych cytryn. Wiadomo, że życie to sinusoida (jak mówi bohaterka „Mielizny przeszłości” - Marta), tak więc trzeba z niego brać ile się da, stosownie do momentu i możliwości. Jak jest źle - robić wszystko, aby było lepiej. Jeśli jest dobrze - nie popadać w prostą konsumpcję chwili, lecz myśleć perspektywicznie. Od kiedy pamiętam, powtarzano mi, że nie ma sytuacji bez wyjścia i chyba tak mi to weszło w krew, że nawet nie potrafiłabym myśleć inaczej.
Kiedy odnalazła Pani w sobie żyłkę do pisania? Czy jest coś co pomaga Pani tworzyć?
Piszę praktycznie od zawsze, od kiedy pamiętam. Jako ciekawostkę powiem, że póki co istnieje tylko jedno miejsce, w którym jestem w stanie pisać: gabinet w domu. A moment? Dla mnie każdy jest właściwy, wystarczy, że siadam i odpalam komputer z intencją stworzenia jakiejś historii. Chociaż, czasami odnoszę wrażenie, że to nie autor decyduje o pisaniu, lecz domagają się tego właśnie same historie, które za nim chodzą krok w krok (każdy, kto sięga po pióro będzie wiedział o czym mówię). Zwyczaje i potrzeby podczas pisania? Czasami jest to kawa, herbata, innym razem mięta (za którą przepadam). Co jeszcze? Latami uważałam pisanie za coś prywatnego, odkładanego do szuflady, bez planów pokazywania, nie wspominając o zamiarze publikacji. Gdy nadeszła pandemia, a wraz z nią wyhamowaliśmy, dało to asumpt do wielu przemyśleń; spontanicznie wysłałam jeden tekst i tak zaczęła się historia.
Czy ma Pani w planach kolejne powieści?
Mam w planach kolejne książki. Jednak nauczona doświadczeniem nie chciałabym o tym zbyt wiele mówić. Plany ulegają zmianom, tak więc chyba bezpieczniej jest pozostawać otwartym na to, co przyniesie przyszłość.
Dziękuję za rozmowę.
Justyna Szulińska