Tytuł “Księga zaklęć” kojarzy się z magią, ale w książce nie ma czarownic. O jakich zaklęciach lub o jakiej magii Pani pisze?
Magia to dla mnie świadome zapanowanie nad chaotycznie poruszającymi się mocami własnego umysłu. Uświadomienie sobie swojej siły sprawczej i jej wpływu na rzeczywistość. To moc głowy, a dokładniej panowanie nad nią, jej okiełznanie. Wtedy dzieją się czary albo, jak kto woli, cuda.
To trudna sztuka. We współczesnym świecie pędzącym bezmyślnie do przodu trudno się jej nauczyć. W “Księdze zaklęć” przekazuje Pani młodym czytelnikom jak to zrobić, ale to chyba dość uproszczona wersja, prawda?
Ja codziennie uczę się tej sztuki. Nie mam gotowej recepty. Chcę jedynie pokazać młodym ludziom, jak bardzo to ważne, w jaki sposób myślą o sobie, często bezwiednie operując w trybie własnego krytyka i że warto popracować nad zmianą schematów mentalnych na bardziej przyjazne i zdrowsze. A że uproszczenie? Zgadza się, to w końcu powieść, a nie książka coachingowa. Czytelnik ma przeżyć fajną literacką przygodę, która jednocześnie da mu pole do refleksji. Jeśli zaś ktoś ma podobne do opisanych przeze mnie problemów i nie ma wsparcia w rodzinie, powinien poszukać konkretnej pomocy.
Julka, bohaterka książki, jest zafascynowana astronomią. Dlaczego? Czy to też Pani pasja?
Lubię, owszem, ale bardziej jako metaforę. Fascynujący odległy Wszechświat, miriady gwiazd, które mrugają do nas światłem sprzed tysięcy lat. Cudne wzory gwiazdozbiorów na nocnym niebie. Kto nie marzył patrząc w górę? Kto się nie zastanawiał, czy jesteśmy sami w Uniwersum?
Muszę przyznać, że niezwykle umiejętnie połączyła Pani historię Juny i Julki nawiązując do zagrożeń, jakie młodzi ludzie mogą spotkać współcześnie. Skąd pojawił się taki pomysł?
Od początku chciałam, by Juna była zawieszona pomiędzy światami z uwagi na to, co jej się przytrafiło, ale w trakcie pracy nad książką, po prostu mnie olśniło, że to będzie właśnie gra komputerowa. Wirtualna rzeczywistość, która trochę naśladuje sen, a trochę nagina czasoprzestrzeń, dosłownie i w przenośni. Po to, by pokazać, jak łatwo się w takim świecie zagubić. Moim zamiarem było, aby jednocześnie zadać pytanie, kto kogo tak naprawdę ratuje, Julia Junę czy też odwrotnie. A może robią to jednocześnie?
“Księga zaklęć” jest wartościową książką, która podnosi na duchu i budzi nadzieję. Jak Pani uważa, czy młodzi ludzie po takie książki sięgają lub czy takich potrzebują?
O tak. Żyją, bądź co bądź, w bardzo trudnym i niepewnym jutra świecie. Z wojnami, wyzierającymi z telewizora i hejtem, wylewającym się z Internetu. Potrzebują jasnych punktów odniesienia. „Księga zaklęć” nie jest cukierkowa, pokazuje współczesne problemy, z jakimi mierzą się nastolatki, ale zostawia w sercu taki właśnie pozytywny „vibe”, jeśli wolno mi użyć języka nastolatków.
Zdecydowanie. Pokazała Pani jakim okrutnym miejscem może być szkoła i jak ważne jest by mieć tak zwaną bratnią duszę. Czy każdy może taką znaleźć, czy jest to po prostu kwestia przypadku?
Przypadek? Nie sądzę. W tej książce nic nie dzieje się przypadkiem. Ale dlaczego się zdarza? Czy wszystko jest już zapisane w gwiazdach? Czy też może to my kształtujemy naszą rzeczywistość? To właśnie także na te pytania musi sobie odpowiedzieć Julia. Kiedyś usłyszałam zdanie o tym, że spotykamy w życiu tych, których akurat potrzebujemy. Sądzę, że jest w tym dużo prawdy.
Książka jest skierowana do młodych czytelników, ale zawarła w niej Pani kilka uniwersalnych prawd. Czy jest jedna najważniejsza?
Największa siła tkwi w naszych myślach. Może być destrukcyjna, kiedy używamy jej przeciwko sobie, ale może też pięknie nam służyć i wzmacniać.
To już kolejna Pani książka skierowana do młodych ludzi. Czy trudno pisze się takie książki?
Trzeba wiedzieć, co ich interesuje. A że mam nastolatkę w domu, to weryfikacja następuje już na etapie tworzenia. Oprócz tematyki, ważni są bohaterowie, z którymi czytelnicy będą
chcieli się utożsamiać. A poza powyższymi, pisanie dla młodzieży nie powinno jakoś specjalnie różnić się od pisania dla dorosłych, traktujmy młodych poważnie.
Czy córka aktywnie pomaga Pani w procesie tworzenia kolejnych książek? A może jest pierwszym recenzentem?
Ona jest dla mnie największą inspiracją. Użyczyła bohaterce “Księgi zaklęć” swojego imienia oraz pewnej cechy wyglądu. W tym sensie jest pierwowzorem Gwiezdnej Dziewczynki. To dla niej piszę o wartościach, o których właśnie rozmawiamy albo rzeczach, w jakie chcę ją wyposażyć na życie. Im jest starsza, tym więcej podpowiada mi, o czym miałaby ochotę przeczytać i w jakim gatunku. Jest oczywiście pierwszą czytelniczką, a nawet redaktorką i korektorką. Wychwytuje nieścisłości lub niekonsekwencje w prowadzeniu opowieści. A z tego jestem osobiście bardzo dumna, ponieważ mieszkamy za granicą, więc jej znajomość polskiego na takim poziomie wcale nie musiała być oczywista.
A jak zachęcić młodzież do czytania tego, co wartościowe?
Jak wiemy, młodzi nie robią tego, co im mówimy, ale naśladują to, co robimy. Więc przykład idzie z góry. Ale oczywiście zawsze można im kupić dobrą książkę na prezent, pójść razem do biblioteki, porozmawiać, o tym, co sami cenimy w literaturze. To wynosi się z domu. Jednak im dziecko starsze, tym bardziej słucha podpowiedzi rówieśników, więc akurat w tej kategorii wiekowej, do której skierowana jest “Księga zaklęć”, opiniotwórcze są raczej bookstagramy i booktoki, a tutaj moja wiedza w temacie się kończy.
Pisze Pani od niedawna, natomiast trzeba przyznać, że ma Pani całkiem pokaźną ilość literackich dzieł na koncie. To tak, jakby te historie czekały, aż w końcu je Pani spisze. Jak to się stało, że została Pani pisarką?
To nieprawda, że piszę od niedawna. Natomiast od niedawna zaczęto mnie wydawać. A do tego, w tym roku padła kumulacja premier (3 książki dla młodzieży i 1 książka poetycka), za co jestem ogromnie wdzięczna sprzyjającym konstelacjom gwiazd, ale przede wszystkim ludziom, którzy dali mi szansę i we mnie uwierzyli. Myślę, że nie bez znaczenia była nagroda w konkursie literackim Astrid Lindgren, będąca swego rodzaju potwierdzeniem, że dobra literatura jest w stanie obronić się sama, nawet bez znanego nazwiska. A wracając do pytania, od zawsze pisałam wiersze (pierwszy zbiór poezji wydałam mając siedemnaście lat i była to nagroda za debiut). Proza przyszła do mnie później w postaci pisania dla córki. Tak więc zaczęło się od bajek i baśni, a przeszło w pisanie powieści. Trwa już kilkanaście lat. A kolejne książki ”rosną” razem z Julią. Pisanie to moja pasja, ale wciąż jedynie hobby.
Czy spośród Pani dotychczasowych książek któraś jest dla Pani wyjątkowa?
Każda jest wyjątkowa na swój sposób. Każda niesie inny ładunek emocji i myśli. Wszystkie łączy dziewczęca bohaterka, z którą każda dorastająca dziewczyna będzie się w stanie utożsamić i przeżywając jej przygody, uświadomić sobie także swoją siłę. Bo obojętnie czy to baśń, powieść fantasy czy książka w konwencji realizmu magicznego, najważniejsze jest dla mnie przesłanie dla Młodej Dziewczyny – jesteś wyjątkowa, masz w sobie siłę.
Czy ma Pani swoje zaklęcie, mantrę, która towarzyszy Pani w życiu?
Kiedyś naiwnie wierzyłam, że wystarczy sobie rano powiedzieć: „Dzisiaj będzie dobry dzień”, a wszystko się ułoży. Ale ta pretensjonalna afirmacja nie działa. Teraz myślę: „Niezależnie od tego, co przyniesie dzień, poradzę sobie”. To tylko drobna część pracowitego procesu, jakim jest budowanie zaufania do siebie.
Ale owoce są warte wysiłku.
Serdecznie dziękuję za rozmowę.
Justyna Szulińska