Mistrzowie ilustracji: Zdzisław Witwicki

Autor: 8dzientygodnia ·18 minut
2021-04-09 12 komentarzy 33 Polubienia
Mistrzowie ilustracji: Zdzisław Witwicki
Zawsze i wszędzie byli, są i będą jacyś najwięksi. Ci, którzy budują pomost pomiędzy rzeczywistością i fantazją, ale też między pokoleniami i różnymi kulturami. Są natchnieniem i inspiracją. Których twórczość jest drogą i celem. I którzy są dla wszystkich, nie tylko dla wybranych.
Właśnie taką postacią jest
Zdzisław Witwicki.

Dla nas, dzieci, był bajkowym mistrzem, czarodziejem, panem, który przenosił w nieuchwytny i często ulotny baśniowy świat. Świat skrzatów kryjących się pod muchomorami lub drzew odmierzających czas jak zegary.
To z nim odbywałam pierwsze rowerowe wyprawy, to on zabrał mnie na przejażdżkę samochodem, to w końcu z nim popłynęłam w swój pierwszy rejs po morzach i oceanach. I zawsze pozwalał mi na zachwyt i zdziwienie tym wszystkim, co zobaczyłam.
To on prowadził za rękę wśród gąszczy traw i mchów, pokazywał świat zza pokrytej szronem szyby i szybował z ptakami. To dzięki niemu nadal odbieram rzeczywistość, choć teraz już inną, z nieskrywanym podziwem i wciąż inaczej.


Może nie znacie jego nazwiska, twarzy, ale w waszej pamięci już od najmłodszych lat schowane są jego „obrazy", które do dziś dnia kojarzą się z tamtymi cudownymi latami. Miłej podróży w krainę dzieciństwa Wam życzę, choć tym razem troszkę inną. Tym razem częściej oddaję głos mistrzowi, który dzielić się będzie z Wami swoimi wspomnieniami i przeżyciami oraz miłością do malarstwa i pracy.

Życie:

Zdzisław Witwicki urodził się 28 czerwca 1921 w Pruszkowie, ale wychował w Kole nad Wartą, które zawsze traktował jak swoje rodzinne miasto.

„Miałem szczęśliwe i radosne dzieciństwo. Wychowywałem się w Kole nad Wartą, rzeką piękną, w krajobrazie malowniczym, otoczony przyrodą wtedy nieskażoną. Czy tamte piękne lata miały jakiś wpływ na moją twórczość? Być może, choć przecież później przyszło to, co najgorsze: wojna, która zaciążyła na mojej młodości.”

W pierwszych dniach wojny w wyniku nalotu bombowego w Kutnie zginął jego ojciec.

„Poszedłem do fizycznej pracy na kolei. Trzeba było utrzymać mamę i młodszą siostrę, a poza tym, to mnie chroniło od wywiezienia na roboty do Niemiec.”
Młody Zbigniew niejako kontynuował wówczas rodzinną tradycję, ponieważ kolejarzami byli zarówno jego dziadek, jak i ojciec.
Już od dzieciństwa zdradzał zdolności plastyczne, które pozwoliły mu na ilustrowanie swoich lektur szkolnych, aby je nieco urozmaicić. Powstały jego własne wersje ilustracji do „Krzyżaków” czy „Ogniem i mieczem".


To wówczas narodziła się też chęć uczęszczania do szkoły artystycznej, w czym wspierały go mama i siostra, a najbardziej siostra mamy, ciocia Zofia Wąsowska, choć początkowo okupacja nie pozwalała na realizacje tych marzeń. To właśnie Zofia, w momencie gdy Zdzisław zaraz po wojnie znów zaczął starać się o pracę na kolei, zapisała go na egzaminy na ASP.

„Nie było komunikacji między Kutnem a Warszawą. Skorzystałem z wojskowych wagonów towarowych jadących w kierunku Warszawy i w biegu pociągu wyskoczyłem w miejscu, z którego najbliżej mogło być do Pruszkowa, gdzie mieszkała ciocia.”

Zofia wierzyła w jego talent i nie pozwoliła na zaprzepaszczenie szansy. Zaprowadziła do budynku Zachęty, gdzie egzaminowali profesorowie ASP.

„W 1946 roku otworzyła się taka możliwość, zdałem do warszawskiej ASP i wybrałem grafikę.”

To właśnie podczas tych egzaminów po raz pierwszy stanął przy sztalugach i musiał malować na dużym arkuszu. Do tej pory tworzył głównie na kartkach papieru przy kuchennym stole.

„Moim modelem był rybak. Miał na sobie typowy rybacki strój, kapelusz z rondem opadającym na kark. Udał mi się ten obraz z rybakiem, bardzo był podobny, sam czułem, że nieźle mi poszło.”

Po egzaminach zamieszkał u ciotki w Pruszkowie, w starym mieszkaniu dziadków. W późniejszym okresie mieszkał już w Warszawie, m.in. na ulicy Rozbrat.
Studia ukończył na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych w pracowni grafiki pod kierunkiem profesora Tadeusza Kulisiewicza. Dyplom obronił w roku 1955.


Jeszcze przed obroną, po absolutorium (1946), rozpoczął pracę w wydawnictwie „Nasza Księgarnia”. Skierował go tam kolega z akademii i współlokator, Bogdan Zieleniec. Wydawnictwo było ośrodkiem, który wyławiał talenty z Akademii Sztuk Pięknych.

„Traktowałem to jako przejściowe, tymczasowe zajęcie, bo jak każdemu po akademii marzyło mi się malowanie obrazów i wielka sztuka. Zupełnie nie wiedziałem, na czym ta praca w wydawnictwie miałaby polegać. (…) Na studiach nie mieliśmy ani pracowni, ani zajęć z ilustracji książkowej.”

W redakcji jednego z największych i najbardziej prestiżowych wydawnictw dziecięcych spędził trzydzieści cztery lata (1952-1986).
Jak wspominał, okazała się ona próbą sił, możliwości i sprawdzianem talentu.

„Uczyłem się tego ilustrowania głównie dzięki długoletniej pracy w charakterze redaktora artystycznego w Wydawnictwie „Nasza Księgarnia”, gdzie zaproponowano mi pracę. I znów muszę mówić o szczęściu. Gdyż było to najwspanialsze miejsce do tej nauki. Tam dzięki kontaktom z najlepszymi artystami tej specjalności mogłem się uczyć i zdobywać warsztatowe doświadczenia. Miałem też szczęście ilustrować teksty bardzo dobrych autorów, co stwarza zawsze możliwość najpełniejszej wypowiedzi plastycznej.
Czy ta nauka dała jakieś wyniki? Tego nie jestem tak bardzo pewien… Wiem tylko, że uprawianie sztuki to sens mojego życia, muszę to robić, nie wyobrażam sobie, że mógłbym robić coś innego.”


Witwicki współpracował również z Ruchem, Krajową Agencja Wydawniczą oraz Ludową Spółdzielnią Wydawniczą.

„Dostawałem maszynopisy i miałem proponować ilustratora. Oczywiście, inny redaktor proponował mnie. Tak, w pewien sposób rozdawałem łaski. Mój głos był pierwszy i ostateczny. Oczywiście, dla zachowania przyzwoitości książki dla mnie zlecał kolega.”

Kiedy po pierwszych takich zleceniach okazywało się, jak wielkim potencjałem dysponuje artysta, już nikt nie silił się na kamuflaż; zwracano się bezpośrednio do niego.
Jego mistrzami byli m.in. Henryk Tomaszewski, Michał Bylina, Jan Marcin Szancer, Jerzy Srokowski czy Olga Siemaszko.

”Cała jej twórczość była dla mnie mistrzowska, starałem się podpatrywać i iść tą drogą. Czerpałem również od innych, poruszały mnie prace Srokowskiego.”


Jego imieniem od 2008 roku nazwane jest Miejskie Przedszkole Nr 31 w Warszawie, dla którego zaprojektował logo Małej Syrenki. Stanowi ona ważny element łączący postać ilustratora Zdzisława Witwickiego z przedszkolakami. Jako bajkowa postać przybliża dzieciom tajniki twórczości oraz zapoznaje z innymi bohaterami stworzonymi przez autora.
Specjalnie dla przedszkola Witwicki namalował cała galerię Małej Syrenki w różnych sytuacjach związanych z życiem placówki. To tu mieści się również stała ekspozycja jego prac.
Powstał nawet „Klub Przyjaciół Twórczości Zdzisława Witwickiego” z inicjatywy Rady Pedagogicznej. Działalność Klubu ma na celu stworzenie „Ośrodka Twórczości Zdzisława Witwickiego” i promowanie klasyki polskiej ilustracji wśród nauczycieli, rodziców oraz dzieci.
Jego pracownia mieściła się na ulicy Wilczej. Była ulubionym miejscem, w którym lubił znikać. Pracował w zupełnej ciszy i izolacji. Zamykał się w niej na kilka godzin i malował bez świadków. To odpowiadało mu najbardziej. Bardzo nie lubił, gdy wtrącano się w jego artystyczna wizję. Nawet rodzinie nie pokazywał swoich prac.

„Syna oczywiście interesowało, co robię, ale nie konsultowałem z nim moich pomysłów.”

Jego syn, Rafał Witwicki , poszedł w ślady ojca i ukończył grafikę na warszawskiej ASP. Obecnie pracuje w reklamie.

Ostatnie lata życia artysta spędził w domu w Białołęce. Odkąd stracił wzrok w jednym oku malowanie „przestało mu wychodzić”.

„Mam piękne sny. Bardzo kolorowe. W snach cały czas maluję i to teraz musi mi wystarczyć.”

Zdzisław Witwicki to osobowość nietuzinkowa . Nie tylko wybitny ilustrator i grafik, ale też wspaniały człowiek, pełen ciepła i dobroci, znakomity gawędziarz, z którym miło się współpracowało i można było porozmawiać na wszystkie tematy. Obdarzony niezwykłym poczuciem humoru. Tak wspominają go najbliżsi przyjaciele i współpracownicy.
Artysta zmarł 11 października 2019 roku.


Twórczość:

Witwicki to współtwórca i jeden z najważniejszych przedstawicieli „polskiej szkoły ilustracji", laureat wielu nagród i wyróżnień, ilustrator nie tylko bajek dla dzieci, ale także dzieł polskiej literatury klasycznej: Mickiewicza, Słowackiego, Kochanowskiego, Sienkiewicza czy Leśmiana. Choć obrazy malowane akurat do utworów Mickiewicza i Leśmiana nigdy nie trafiły do książek. Większość z nich można podziwiać w galerii BWA w Zamościu.
Autor ilustracji do czasopism dla dzieci. Na stałe współpracował ze „Świerszczykiem”, „Misiem ”, „Płomykiem” i „Płomyczkiem ”, dla których stworzył kilkaset ilustracji i okładek.

„Miałem chyba wielkie szczęście w życiu, że mogłem pracować w dziedzinie sztuki zwanej ilustracją. I to ilustracją dla dzieci. Przez kilkadziesiąt lat robiłem to, co najbardziej robić lubiłem. Malowałem obrazki dla najwrażliwszego odbiorcy na świecie. Czy może dla artysty być coś wspanialszego?”

Najbardziej lubił ilustrować zbiory wierszy. Liryka i poezja wyjątkowo mu odpowiadały. Będąc już na emeryturze sam zaczął tworzyć poezję, nie tylko dla najmłodszych, opatrując ją własnoręcznymi ilustracjami. Nigdy nie zdecydował się opublikować tych utworów.

"Teraz łatwiej mi pisać niz malować. Ale te wiersze zna tylko moja rodzina. Czasem czytam im je na głos, bo to wiersze nie tylko dla dzieci. (...) Nie bardzo mi się podobają. Ale są moje, tak. I tylko dla mnie."

W jego bogatym dorobku, obok ilustracji do książek i czasopism dla dzieci, znajdziemy też kalendarze, przeźrocza i slajdy z bajkami i legendami, pocztówki, obwoluty płyt gramofonowych (np. dla Tonpressu), plansze eksopozycyjne.

Powstało ok. 70 książek dla najmłodszych z jego ilustracjami. Wiele z nich Nasza Księgarnia wydała także w językach obcych: francuskim, niemieckim, czeskim, rosyjskim, węgierskim, fińskim i holenderskim.

Jednymi z najbardziej rozpoznawalnych postaci narysowanych przez Zdzisława Witwickiego jest Hałabała – sympatyczny krasnal, bohater książek Lucyny Krzemienieckiej.

„- Ech, ten krasnal Hałabała . Cały czas pokutuje. Nawet są przedszkola jego imienia. (…)
- Tak czy inaczej powielanie tej samej bajkowej postaci w różnych sytuacjach jest wpisane w zawód ilustratora. Ale dlaczego akurat Hałabała stał się taki popularny? Nie wiem.”


„Niektórzy ilustratorzy marzą o tym, by trafić na postać, która by miała takie wzięcie, że oni sami byliby rozpoznawalni. Aa, to ten od tej postaci! Mnie się trafił Hałabała, który stał się moim znakiem rozpoznawczym. Teraz bym go inaczej namalował, ale wtedy tak właśnie potrafiłem i tak zostało.”

Na stwierdzenie, że siła Hałabały tkwi właśnie w jego prostocie artysta powiedział:

„To był wymóg techniki druku książki. Założenie było takie: ma być tani i łatwy druk, trzy kolory plus jeden. Czarny musiał być jako kolor tekstu, a do tego niebieski, czerwony i żółty. Więc inaczej nie mogłem tego krasnala namalować.”


oraz Elemelek – mały wróbel z książek Hanny Łochockiej.

„Jak przeczytałem ten tekst, to mi serce zapukało, już miałem obraz, co bym tam namalował. Od razu przy czytaniu powstawały te obrazy. Ja mam trochę duszę dziecka czy chłopca. Czułem, że mógłbym tę postać przybliżyć dziecku. Wróbelek Elemelek to ptaszek, który miał różne przygody, ale jednocześnie bardzo lubił dzieci. Chciałem, żeby był sympatyczny, śmieszny, taki mój.”


„W Warszawie zbierały się wróble przy poczcie na Waryńskiego i przy Smyku. Zbierały się, rajcowały, a mnie pomagało podglądanie, obserwowanie. A potem z ołówkiem w ręku zastanawiałem się, jak ten Elemelek ma wyglądać. I tak mi wyszedł ten wróbelek, ciągle wydawany i wznawiany.”


Ilustrator nie ma praw autorskich do wizerunku Elemelka, zrzekł się ich na rzecz wydawcy. W przeciwieństwie na przykład do Zbigniewa Rychlickiego, którego Miś Uszatek jest już chroniony znakiem towarowym, a wszelkie tantiemy ze sprzedaży jego wizerunku są przekazywane rodzinie.

Witwicki przyznaje, że podczas prac nad ilustracjami często „wsłuchuje się” w tekst, stara się najlepiej odczuć jego klimat i odczytać nastrój, a analizująca jego twórczość Anita Wincencjusz-Patyna podkreśla, że doskonale mu się to udaje:
„W całej serii przygód Elemelka ilustracje są jaskrawe, o jarmarcznym charakterze, „głośne”, a nawet „zadziorne”, jak w typowym zachowaniu wróbli.”

Kolejną postacią, która wyszła spod pędzla mistrza, jest słynny Gapcio z książeczek Wiery Badalskiej. Sympatyczny krasnalek z wierszyków uczył dzieci miłości do przyrody, tajemnic pór roku i przyjaźni ze zwierzętami.



O swoich pierwszych krokach w świecie ilustracji mówił dość krytycznie:

„- Moją debiutancką książeczką był "Mały ratownik” Adama Bahdaja. Jak dziś to oglądam, wydaje mi się półamatorskie, a nawet dość prymitywne. (…)W zasadzie rozwinąłem się i ośmieliłem w kolejnych książkach. Z wiekiem tytułów przybywało. Dobrze się zapowiadałem.”

Na czym ogólnie polega trudność ilustrowania książek? Witwicki uważa, że polega na tym, że trzeba dotrzeć do odbiorcy i jak najwięcej o nim wiedzieć.
To duża odpowiedzialność.

„- Malarz może malować obrazy, których na przykład nie sprzeda i będzie miał je w domu, albo da przyjaciołom. Ja w tekście muszę wybrać te fragmenty, które najbardziej mnie odpowiadają, a w dodatku muszę je tak zilustrować, żeby odpowiadały wszystkim czytelnikom. (...) To wielka odpowiedzialność. Pracuje się pod presją. Człowiek się tak angażuje, że nie jest w stanie myśleć o czymś innym, jest się w ciągłym napięciu przez miesiąc, dwa. Wtedy unikam spotkań towarzyskich, wizyt, zamykam się w pracowni, niemal w całkowitej izolacji.”

"Dziecka nie da się oszukać, dziecko jest najbardziej wrażliwym, bezpośrednim, nieskazonym odbiorcą i tekstu i obrazu. Najlepszy sprawdzian dla książki to zostawić ja z dzieckiem."


W wywiadach wspomina, że bardzo rzadko zdarzało się, by autor konsultował z grafikami swoje pomysły i narzucał im swoją wizję.

„Bardzo tego pilnowaliśmy, chcieliśmy być samodzielni. Ale trzeba powiedzieć, że mieliśmy świetnych autorów, często trafiali w sens mojego rysowania.”

Oczywiście czasem zdarzały się też ilustratorom drobne błędy i potknięcia w rysunkach:

"Zdarzały się. Zdarzały moim kolegom. Na przykład w jednym numerze "Świerszczyka” była ilustracja żubra z końskim ogonem. Ale wrzawa się rozpętała. Dzieci są dociekliwe."

Sam miał tylko jedną taką sytuację. Kiedyś do Zbigniewa Rychlickiego, jako jego przełożonego, przyszedł autor z pretensjami i zrobił awanturę:

„Komu wyście dali tę książkę do ilustrowania? Zepsuł mi ją.”

„Rychlicki był doskonałym dyplomatą i potrafił załagodzić każdą sytuację, jakoś mnie obronił, ale wiem, że miałem krechę.



Przez wiele lat, począwszy od roku 1984, artysta był stałym uczestnikiem Ogólnopolskich Plenerów Ilustratorów organizowanych w Krasnobrodzie przez Marię Grażynę Szpyrę, ówczesną dyrektor Biura Wystaw Artystycznych w Zamościu.
Jego prace były eksponowane na wystawach prezentujących efekty pobytu ilustratorów w Krasnobrodzie. Gdy ze względu na stan zdrowia nie mógł przyjechać na warsztaty, przesyłał ilustracje, które tworzył w swojej pracowni, wzbogacając w ten sposób kolejne wystawy.
Bliższa współpraca artysty z krasnobrodzkim Domem Kultury rozpoczęła się w roku 2008 w związku z przygotowaniem retrospektywnej wystawy prezentującej dorobek artysty oraz wydaniem katalogu, który artysta sam zaprojektował. Wystawa prezentowana była potem w wielu galeriach nie tylko na terenie Polski, ale również poza jej granicami – w Instytutach Polskich w Pradze i w Bratysławie.
Profesor Janusz Stanny we wstępie to katalogu wystawy „Zdzisław Witwicki – ilustracje” napisał:

„…człowiek, który je (dzieła) tworzy jest z kategorii tych ludzi, którzy swoim humorem i optymizmem dają nam nadzieję, że świat jest dobry, a poprzez sztukę może być jeszcze lepszy. Zdzisio tworzy taką właśnie sztukę, za co jesteśmy mu wdzięczni”.



Artysta ma na swoim koncie ponad dwieście pięćdziesiąt wystaw krajowych i zagranicznych m.in. 11-krotnie w Międzynarodowym Biennale Grafiki w Bratysławie, 4-krotnie w Międzynarodowej Wystawie Ilustracji w Bolonii, 5-krotnie w IBA w Lipsku oraz w Londynie, Tokio, Meksyku, Kairze, Moskwie, Hawanie, Pekinie, Bagdadzie, Sao Paulo, Belgradzie, Zurychu, Brukseli, Kijowie.
Jego ilustracje są w stałych ekspozycjach w BWA – Galerii Zamoyskiej w Zamościu, w Muzeum Narodowym w Warszawie, a także w zbiorach prywatnych w Japonii, Niemczech i Włoszech i niezmiennie zyskują uznanie krytyków i środowiska ilustratorów oraz budzą zainteresowanie nowych odbiorców.

Najważniejsze nagrody:

  • 1965 Złoty Medal VIII Biennale Sztuki w San Paulo – zbiorowy dla prac wystawionych przez wydawnictwo Nasza Księgarnia
  • 1974 Medal Komisji Edukacji Narodowej
  • 1978 nagroda na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Edytorskiej IBA w Lipsku za ilustracje i opracowanie graficzne książki „Szedł Antoszka”
  • 1983 Nagroda Prezesa Rady Ministrów za całokształt twórczości
  • 2001 Medal Polskiej Sekcji IBBY za całokształt twórczości dla dzieci i młodzieży
2010 Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”


Styl:

Witwicki nieoczekiwanie burzy mit o dziecku-odbiorcy. Uważa się, że ilustrator powinien wczuć się w mentalność dziecka, w jego sposób rozumowania i odkrywania świata. Że tylko wtedy stworzy dobrą ilustrację.

„W gruncie rzeczy książeczki dla dzieci wybierają rodzice i to oni zwracają uwagę na ilustracje - stwierdza. - Oni wybierają te, które im się podobają. A dziecko wymaga po prostu rzetelności. Jeśli w tekście piesek ma łaty, musi je mieć na rysunku. (…) Jeżeli dziewczynka ma sukienkę w kropki, musi się zgadzać na ilustracji. Dzieci po prostu chcą prawdy. Oczywiście, ilustracja ma kształtować też ich wyobraźnię i gust plastyczny.”


W swoich pracach artysta wykorzystuje głównie technikę kolażu, tempery i gwaszu, stosując odważne barwy i kształty. Ale zdarzało mu się również malować pastelami czy akwarelą w zależności od tego, jaki efekt chciał osiągnąć.
W książce Marii Kruger "Apolejka i jej osiołek" zastosował wycinanki.

"Wydawało mi się, że jak wytnę swoją ilustrację, nożyczki wymuszą, że ona będzie najbliższa tego, co chcę osiągnąć. Potem naklejałem te wycinanki na namalowane wcześniej tło."


Jednocześnie tkliwość i łagodność jego prac porusza głębokie pokłady wrażliwości artystycznej odbiorcy, przenosząc go do, być może zapomnianej, krainy fantazji.

W swojej pracy doktorskiej Anita Wincencjusz-Patyna podkreśla, że w jego twórczość wpisany jest ogromny ładunek liryki, ale też prawie zawsze humoru i pogodnego nastroju. Jego bohaterowie to postacie "od pierwszego wejrzenia" obdarzone wielką sympatią przez adresatów tych opowieści.

I mimo uproszczenia rysunku, pozostaje on nadal elegancki, wyrafinowany i delikatny, niezmiennie w pogodnej tonacji, narysowany z wdziękiem i finezją.

"Atrakcyjność jego ilustracji wypływa także ze śmiałych zestawień płaskich plam barwnych o dużym nasyceniu. Kolor jest siłą wiodącą. (...)
Materia literacka z jej baśniową i umownością fantastycznych krain pozwoliła artyście stworzyć światy jak w kalejdoskopie: ruchliwe, zmienne, ulotne, a jednocześnie zaskakujące i zachwycające feerią wszystkich możliwych barw. (...)
Niebo u Witwickiego rzadko jest błękitne czy granatowe, znacznie częściej jaskrawo żółte, różowe, jasnofioletowe, ciemnobrązowe, drzewa nabierają purpury lub odcieni różowych, pomarańczowych i żółtych, a rzeka brązu czekolady. Kolor buduje wszystkie elementy świata przedstawionego i decyduje o jego oryginalności."


"Jeśli był jakiś wyraźny bohater, którego musiałem stworzyć, to trzeba było go najpierw odszukać w sobie, wymyślić. Dopiero kiedy, moim zdaniem, było już na tyle dobrze, że nie dałoby się tego zepsuć, to ze szkiców przechodziłem do ilustracji. Cały czas sprawdzałem tekst, żeby nie zrobić jakichś błędów oczywistych, bo dzieci doskonale śledzą takie szczegóły. A jeśli chodzi o zwierzęta, to sprawdzałem i w atlasach, i w naturze."


Artysta przez wiele lat martwił się, że nie ma własnego, bardziej charakterystycznego stylu. Co książka to inny rodzaj ilustracji.

"Pamiętam, jak kiedyś jeden z moich profesorów na Akademii powiedział "pan to jak zajedzie tym realizmem, to aż się niedobrze robi”. Miałem więc później taki głupi okres robienia kolażu. Może chciałem się odciąć od tego realizmu?"

„Czułem, że powinienem być bardziej rozpoznawalny. Długo to trwało, aż poczułem pewność, wiedziałem, że znalazłem swój sposób. Nie przepadam za abstrakcyjnym malowaniem, pozostałem wierny realistycznym obrazom.”


W rozmowie z Anną Sędziwy, która została umieszczona w katalogu „Zdzisław Witwicki: ilustracje” powiedział:

„Przyjemnością jest praca dla odbiorcy nieskażonego doświadczeniem niesionym przez dorosłość, z jego świeżością i zdolnością do spontanicznego reagowania. Dziecięca wyobraźnia jest mi poza tym chyba najbliższa- być może dlatego, że odnajduję w sobie coś, co pozwala mi z nią współbrzmieć, wejść w swoisty rezonans.”



Anita Wincencjusz-Patyna podkreśla, że cechą charakterystyczną większości jego ilustracji jest silny aspekt dekoracyjności. Niektóre ilustracje są echami pejzaży Klimta. Kompozycja często budowana pasowo służy walorowi zdobniczemu, podobnie jak rytmiczność układów, powtarzanie elementów, brak modelunku światłocieniowego i wyraźny kontur o łagodnych liniach. Nierzadko wynika to z odwoływania się do sztuki ludowe- jej prostych form, nasyconych, silnie kontrastowanych barw, motywów ozdobnych.




Maria Kolesiewicz napisała:

„Niektóre jego ilustracje do książek mają już pół wieku. Są tak barwne i piękne, jakby powstały wczoraj. Zachwycają szczegółem, barwą… nawet diabeł jest na nich sympatyczny. Koń jest naprawdę koniem, a królewna ma koronę. Jego ilustracje są poezją, empatią, ciepłem i dobrodusznym humorem. Pozwalają zapomnieć o brutalnej rzeczywistości i przenoszą lekko w krainę dobra i piękna. Kolorowe obrazki nie każą się domyślać postaci z bajki, one po prostu tymi postaciami są. To prawdziwe perełki, miniaturowe dzieła sztuki”
Nie mogę się z tym nie zgodzić. Piękno ilustracji Witwickiego tkwi przede wszystkim w zrozumieniu świata dziecka, w wczuciu się w jego wrażliwość i potrzeby jak chęć dokładniejszego poznawania tego co znane i odkrywania tego, co nieznane. Zawiera się przede wszystkim w prostolinijności odbioru świata przez dziecko i potrzebie rzetelności przekazu. Prostego, klarownego, ale wiernego.
Ich siłą jest realizm połączony z magią i fantazją. Nie wykluczają się, tylko wzajemnie uzupełniają i poszerzają horyzonty poznania. Łączą światy w jedną całość i sprawiają, że nie tylko „szkiełko i oko”, ale też „czucie i wiara” są ważne, jeśli w świecie dziecka nie najważniejsze.



Małgorzata Majerczak

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Jak zwykle niezmiernie serdecznie dziękuję pani Urszuli Jarmołowskiej, autorce bloga „To dla pamięci” (https://jarmila09.wordpress.com/), za możliwość korzystania z jej bogatych zbiorów ilustracji.

Korzystałam również z:
Barbara Gawryluk, Ilustratorki, ilustratorzy. Motylki z okładki i smoki bez wąsów, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2019

Artyści polskiej książki: 50 lat konkursu PolskiegoTowarzystwa Wydawców Książek

Anita Wincencjusz-Patyna, Stacja ilustracja, Wrocław 2008

Anna Boguszewska, Ilustracja i ilustratorzy lektur dla uczniów w młodszym wieku szkolnym w Polsce w latach 1944-1989, Lublin 2013

Admirałowie wyobraźni. 100 lat polskiej ilustracji w książkach dla dzieci, Warszawa 2020.

Wywiad Marii Kolesiewicz ze Zbigniewem Witwickim "Pan ilustrator Zdzisław Witwicki"

Katarzyna Kotowska, Kałuża to świat do góry nogami, Guliwer 4 (58), 2001

Katalog wystawy „Zdzisław Witwicki – ilustracje”, Krasnobrodzki Dom Kultury, 2008

× 33 Polub, jeżeli artykuł Ci się spodobał!

Komentarze

@Johnson
@Johnson · ponad 3 lata temu
Hałabałę i Elemelka kojarzę. Fajne to było :)
× 9
@jatymyoni
@jatymyoni · ponad 3 lata temu
Ja też.
× 4
@Betsy59
@Betsy59 · ponad 3 lata temu
Super artykuł, jak zwykle! Apolejka i jej osiołek- miałam, obrazki pamietam do tej pory:)
× 5
@8dzientygodnia
@8dzientygodnia · ponad 3 lata temu
Bardzo dziękuję.
@canis.luna
@canis.luna · ponad 3 lata temu
Kolejny artysta ilustracji, którego znam z dzieciństwa :)
× 5
@reniarenia
@reniarenia · ponad 3 lata temu
Świetny artykuł. Brawo dla autorki. Przypomnienie wspaniałego artysty i jego rysunków i ilustracji...
Ja przypominam sobie kartki świąteczne z rysunkami zimy.
× 4
@8dzientygodnia
@8dzientygodnia · ponad 3 lata temu
Bardzo dziękuję i cieszę się, że Ci się podobało.
× 1
@jorja
@jorja · ponad 3 lata temu
Oj ile wspomnień: Hałabała, Elemelek, Apolejka, Gapcio! Aż coś mnie za serce ścisnęło! Kolejny fantastyczny artykuł.
× 3
@8dzientygodnia
@8dzientygodnia · ponad 3 lata temu
Bardzo dziękuję. Cieszę się, że przywołał tyle wspomnień.
@girlinthebookspoland
@girlinthebookspoland · ponad 3 lata temu
Genialny artykuł :) Zawsze zwracam uwagę na ilustrację w książkach, często stanowią one ważny dodatek, cieszy oko i zachwyca. Ilustracje z tego artykułu mogłabym oglądać godzinami, super.
× 2
@8dzientygodnia
@8dzientygodnia · ponad 3 lata temu
Bardzo się cieszę i dziękuję.
× 1
@Renax
@Renax · ponad 3 lata temu
Wczoraj zauważyłam, że wierszyki, które czytam synkowi mają jego : Witwickiego ilustracje. To jeszcze moja książeczka.
× 2
MA
@linka5 · ponad 3 lata temu
Hałabałę pamiętam doskonale. To była jedna z moich ulubionych książeczek :)
× 2
@8dzientygodnia
@8dzientygodnia · ponad 3 lata temu
Ja zdecydowanie bardziej wolałam jednak Elemelka. Ale fakt, Hałabała był jednym z ulubionych bohaterów wielu polskich dzieci.
× 1
@Galene
@Galene · ponad 3 lata temu
Świetny artykuł. :)
× 2
@8dzientygodnia
@8dzientygodnia · ponad 3 lata temu
Bardzo dziękuję.
@beata.stefanek
@beata.stefanek · ponad 3 lata temu
Nigdy nie przywiązywałam dużej wagi do ilustracji. Wiadomo, jak to dziecko, coś mi się podobało, albo i nie. Fajnie było dowiedzieć się czegoś o autorze tych ukochanych obrazków z dzieciństwa. Przygody Wróbelka Elemelka pamiętam do tej pory.
× 1
@8dzientygodnia
@8dzientygodnia · ponad 3 lata temu
Warto czasem wrócić do starszych książeczek i ich ilustratorów. Zupełnie inny poziom ilustracji niż współcześnie.
× 2
@Anna30
@Anna30 · ponad 3 lata temu
Gratuluje bardzo ładnie napisanego artykułu i przypomnienie twórczości Pana Zdzisława Witwickiego.

× 1
M.
@m.telega · prawie 3 lata temu
Świetny artykuł! Gratuluję ;-)
× 2
M.
@m.telega · prawie 3 lata temu
Pani Małgorzata, od początku lutego próbuję wysłać do Pani odpowiedź, ale bez rezultatu. Nie działa opcja "Wyślij". Proszę o kontakt:-)
× 1
@oliwa
@oliwa · ponad 3 lata temu
Droga M.! Z jakiej książki pochodzą ilustracje z żyrafą? Bo nie mogę sobie przypomnieć...
× 1
@8dzientygodnia
@8dzientygodnia · ponad 3 lata temu
Pies większy od konia Krystyny Pokorskiej
https://nakanapie.pl/ksiazka/pies-wiekszy-od-konia
× 1
@oliwa
@oliwa · ponad 3 lata temu
Dziękuję pięknie! Twój tekst jak zwykle bardzo ciekawy, a obrazki przenoszą do dzieciństwa. Żyrafa na fotografii mocno zapadła mi w pamięć;)
× 1
@8dzientygodnia
@8dzientygodnia · ponad 3 lata temu
Cieszę się, że się podobało.
× 1