Dzieciństwo kojarzy mi się z bogactwem zapachów, smaków, dźwięków i obrazów. Przed oczami mam ich wiele, a każdy bardzo żywy, choć trochę rozmazany przez czas i przestrzeń. Dzieciństwo to chleb z masłem, pomidorem i cebulą, to pieczone w popiele ziemniaki. Dzieciństwo to wyprawy z dziadkiem do lasu na poziomki, maliny i borówki, to grzyby zbierane o świcie w trawie pełnej rosy, które potem babcia piekła na kaflowym piecu. Ich zapach i smak są czymś, czego nigdy później już nie doświadczyłam, a które były stałym elementem tego mojego mikrokosmosu.
Dzieciństwo to mleko prosto od krowy, serwatka, którą spijaliśmy gdy babcia robiła ser, to szklany gąsior na parapecie w którym „bulkał” sok malinowy lub wino porzeczkowe. To śpiew dziadka niosący się po górach, gdy wychodziliśmy do lasu. Zawsze łatwo było nas wówczas znaleźć, bo te melodie niosły się dalekim echem. Pamiętam smak truskawek i jagód z cukrem, upajającą woń leśnych poziomek i cudowny zapach bzu, który kwitł koło domu, miedze obrośnięte dywanami przebiśniegów i łąki pełne zawilców, przylaszczek i pierwiosnków. I pamiętam też książki, wiele książek o cudownych, barwnych i tajemniczych ilustracjach, które szare, pochmurne lub smutne dni potrafiły uczynić cudownymi.
Mimo iż mój dziecięcy krajobraz się zmienił i zmalał, to nadal lubię wracać do miejsc i książek, które mi go przybliżają. Szczególnie do książek z ilustracjami Zbigniewa Rychlickiego, mistrza cudownej codzienności.
Życie:
Zbigniew Rychlicki urodził się 17 stycznia 1922 w Orzechówce na Podkarpaciu niedaleko Przemyśla, wśród zalesionych wzniesień, na obrzeżu Strzyżowskiego Parku Krajobrazowego. Jego ojciec przez 21 lat był kierownikiem tamtejszej szkoły powszechnej (1914-1935) . Podczas pierwszej wojny światowej został jednak powołany do wojska, gdzie w międzyczasie trafił do niewoli rosyjskiej, z której powrócił, jak podaje kronika szkolna, na początku września 1918 roku. Państwo Rychliccy mieli pięcioro dzieci: czterech synów oraz córkę Janinę. Stanisław, był znakomitym aktorem teatralnym i przez kilka lat wykładowcą PWST w Krakowie. Wiesław i Zygmunt zostali inżynierami. Natomiast Zbigniew wybrał drogę artysty. O córce nie udało mi się znaleźć żadnych informacji.
Na jego wrażliwość artystyczną duży wpływ miała kultura ludowa i dzieciństwo spędzone na wsi.
Jako dziecko z zachwytem wsłuchiwał się w klechdy opowiadane przez dziadka, a pierwszą bajką, jaką przeczytał samodzielnie, była „Jak Kaczorek-Kwaczorek przez Gdańsk do Gdyni popłynął”. Syn artysty dodaje:
„Niestety, niewiele wiemy o jego dzieciństwie i młodości spędzonych w Orzechówce, bo wspomnienia z tamtych lat odeszły wraz tatą.”
Już w dzieciństwie wiedział, że musi malować i rysować. Czasopisma „Płomyczek”, „Płomyk” i „Iskierki”, które czytał będąc dzieckiem jak sam wspominał po latach:
„To było nasze okno na świat. Marzyłem, aby tak pięknie malować, jak na obrazkach w tych pisemkach.”
Dom artysty, jak zapamiętała to jego żona Halina, był domem z tradycjami:
„Wiem, że czynnie, całą rodziną brali udział w życiu wsi, w świętach kościelnych. (…) jego późniejsze zainteresowanie sztuką ludową właśnie tam miało swoje początki. On był nią po prostu otoczony. Miał łatwość rysunku, to był sposób na spędzanie wolnego czasu.”
Po przeprowadzce rodziny do Krakowa Zbigniew został wysłany do tamtejszego gimnazjum, a po jego ukończeniu podjął naukę w Państwowym Instytucie Sztuk Plastycznych na Katedrze Grafiki Książkowej.
„Aby przekonać rodziców o właściwości wyboru przyszłego zawodu, mówiłem, że po skończeniu Akademii Sztuk Pięknych, kto wie, może będę mógł pracować nawet w zakładach litograficznych. Rodzice zresztą bez większych oporów zaakceptowali mój wybór”.
Podczas wojny Rychlicki zatrudnił się w fabryce jako robotnik i równocześnie studiował w Instytucie Sztuk Plastycznych. Stanisław K. Stopczyk w artykule o artyście podaje, że ten plastyczny warsztat przydał się późniejszemu ilustratorowi przy podrabianiu pieczątek do fałszywych Kenkart. Do PISP uczęszczał przez dwa lata i ukończył go w 1946 roku. To właśnie tam poznał swoją przyszłą żonę. PISP była to szkoła zawodowa, która przez niemieckiego okupanta otrzymała pozwolenie na kształcenie młodzieży. Zajęcia w niej prowadził znany i ceniony profesor ASP Witold Chomicz. To właśnie w jego pracowni na Akademii Sztuk Pięknych już po wojnie, w 1956, podobnie jak Maria Orłowska-Gabryś, zrobił dyplom z grafiki. Zresztą już wtedy miał obfity dorobek artystyczny, przechowywany w szufladzie W międzyczasie (1947-1948) wyjeżdżał do Łodzi, gdzie pracował przy produkcji filmów animowanych w Studiu Filmów Rysunkowych. Po powrocie do Krakowa ożenił się z Haliną i wspólnie znów wyjechali do Łodzi, a stamtąd, w 1949, przeprowadzili się do Warszawy. W tym samym roku, mając 27 lat, zilustrował swoją pierwszą książkę - „Pyza na Starym Mieście” autorstwa Hanny Januszewskiej.
W stolicy artysta od razu trafił do „Naszej Księgarni”, w której pracował do końca życia. Do roku 1951 Rychlicki pełnił funkcję kierownika artystycznego wydawanego dla młodzieży tygodnika „Przyjaciel”, później naczelnego grafika redakcji artystyczno-graficznej, a w roku 1972 został zastępcą dyrektora do spraw artystyczno-graficznych.
Był blisko zaprzyjaźniony z wieloma swoimi współpracownikami, ale również z malarzami, poetami i aktorami Teatru Lalka czy telewizji.
Współpracował także z wydawnictwami „Książka i Wiedza” oraz „Czytelnik” oraz ze „Świerszczykiem”, gdzie poznał znakomitych twórców – Jana Marcina Szancera oraz Olgę Siemaszko.
Niemal w każdej relacji polskich ilustratorów skupionych wokół Naszej Księgarni i czasopism dla dzieci pada nazwisko Rychlickiego. Nie bez powodu. Przez ponad 35 lat był on bowiem dyrektorem artystycznym największego w czasach PRL-u wydawnictwa dla dzieci „Nasza Księgarnia” i miał największy wpływ na to, jak wyglądały w tym okresie książki projektowane dla młodych czytelników.
„Był mediatorem miedzy autorami tekstów, a twórcami ilustracji, z wielka kulturą łagodził spory, nie dopuszczał do konfliktów i skandali, z szacunkiem traktował wszystkich twórców.”
Dawał szanse także młodym, świeżo upieczonym studentom ASP - jak pisze Stanisław K. Stopczyk przyjmował ich na praktyki, potem na umowy i „uczył pływać na głębokiej wodzie”.
Zbigniew Rychlicki zmarł na Biennale Ilustracji w Bratysławie 10 września 1989 roku.
„Był piątkowy wieczór. Czuł się bardzo zmęczony, ale starał się, by nikt tego nie zauważył. W sobotę nad ranem znalazł się w szpitalu. Na planowany niedzielny obiad jego małżonka Halina przyszła do nas sama. Zbyszek, podłączony do różnej aparatury, znajdował się na oddziale intensywnej terapii, skąd posłał nam karteczkę. Pod wieczór, mimo usiłowań lekarzy, jego dobre i stateczne serce przestało bić. W Bratysławie podczas Biennale Ilustracji Bratysława ’89. Upatruję w tym symbolikę” – pisał we wspomnieniu Peter Čačko, przyjaciel artysty.
O spuściznę po artyście dba obecnie jego syn, Andrzej Rychlicki, który porządkuje zbiory ojca, szuka oryginalnych prac do różnych wznowień i archiwizuje je. W archiwach różnych gazet poszukuje również starych wywiadów z ojcem, spotkań z dziećmi, okolicznościowych imprez i starych fotografii.
Syn wspomina, że ojciec miał ogromną cierpliwość do dzieci.
„Kiedy przychodziłem, żeby zobaczyć przez ramię, co on tam rysuje, nie zabraniał mi tego. (…) Kiedy odbywały się jakieś wernisaże czy spotkania i trzeba było podpisywać książki, to oprócz złożenia podpisu zawsze starał się coś narysować. Dedykacji towarzyszył miś, albo jakaś lala, dbał o to, żeby poza suchym podpisem coś ciekawego się tam znalazło. (…) Bardzo często wyjeżdżał, odwiedzał szkoły, przedszkola, brał udział w kiermaszach książek.”
Wszyscy, którzy mieli z nim styczność, mówią, że był człowiekiem niezwykle pogodnym i sympatycznym, o szerokich horyzontach, tolerancyjnym, otwartym oraz skorym do dyskusji.
Twórczość:
Z wykształcenia był artystą grafikiem, ale równolegle uprawiał też malarstwo sztalugowe. Zajmował się również tworzeniem plakatów, pocztówek i scenografii oraz współpracował przy produkcji filmów animowanych w Łodzi. To właśnie on odpowiadał za graficzną stronę czasopisma „Miś”, a także jest autorem okładek szeroko rozpowszechnionej serii książkowej dla młodzieży Biblioteka Młodych.
W trakcie swojej artystycznej działalności, przy współpracy z czasopismami dla dzieci i młodzieży oraz z wydawnictwami, zilustrował ponad 150 książek.
Jego Miś Uszatek i inni bohaterowie znani są także czeskim, słowackim, niemieckim, serbskim, chorwackim, węgierskim, holenderskim, francuskim, rosyjskim, a nawet japońskim dzieciom.
Literacką postać misia o klapniętym uszku stworzył znany poeta Czesław Janczarski, który wraz z żoną był częstym gościem w warszawskim mieszkaniu artysty. Publikował ją w czasopiśmie dla dzieci pt. „Miś”, a Zbigniew Rychlicki nadał jej plastyczną postać. Ale tak do końca nie wiadomo jednak, kto tak naprawdę stworzył go jako pierwszy. Czy Zbigniew Rychlicki, który w 1957 roku narysował pierwszego misia do czasopisma „Miś”, a Janczarski dopisał tekst, czy odwrotnie. Obaj artyści mieli wspólne prawa autorskie do wizerunku misia. Przeciwdziałając piractwu, które dotknęło również sympatycznego dziecięcego bohatera, rodziny Janczarskich i Rychlickich zadbały o to, by Miś Uszatek obecnie miał swój znak towarowy.
To również on stworzył scenografię do lalkowego serialu animowanego Miś Uszatek realizowanego w latach 70 i 80 w Se-ma-forze w Łodzi. Kto z Was pamięta jeszcze tę dobranockę? Ja osobiście uwielbiałam wieczory, gdy z niecierpliwością czekało się na tę chwilę dziecięcej rozrywki. A Miś Uszatek był jedną z moich ulubionych.
W czterdziestoletniej pracy twórczej i zawodowej wyznawał zasadę, że
Jednymi z słynniejszych są te z powieści o fantastycznej krainie OZ autorstwa amerykańskiego pisarza Lymana Franka Bauma:
oraz ilustracje, a raczej drzeworyty do ponad 70 legend, opracowanych przez wielu autorów, które w „Klechdach domowych” zebrała Hanna Kostyrko.
Za swoją pracę Zbigniew Rychlicki otrzymał wiele prestiżowych nagród i wyróżnień krajowych jak i zagranicznych (ponad dwadzieścia). W 1982 roku, jako jedyny do tej pory Polak, został uhonorowany Medalem im. Hansa Christiana Andersena – najważniejszą międzynarodową nagrodą dla twórców książek dziecięcych. O tej nagrodzie możecie przeczytać tu: https://nakanapie.pl/a/ogloszono-zwyciezcow-malego-nobla
We fragmencie przemówienia, które wygłosił odbierając nagrodę możemy przeczytać:
„Problemy dziecka, bezbronnego wobec tragedii dzisiejszego świata, zawsze były dla mnie najważniejsze, i to się nigdy nie zmieni. Swoją pracą nieustannie podkreślałem absolutnie wyjątkową rolę sztuki w kształtowaniu młodych charakterów, podkreślałem twórczy wkład w realizację pięknego ideału- prawa do szczęśliwego dzieciństwa.”
Z tych ważniejszych wypada wymienić jeszcze Order Uśmiechu, nagrodę Prezesa Rady Ministrów za twórczość dla dzieci i młodzieży (1954) czy Złotą Plakietę na Biennale Ilustracji BIB (Bratysława 1973).
Prace Zbigniewa Rychlickiego często były prezentowane na indywidualnych i zbiorowych wystawach zagranicznych. Podziwiano je m.in. w Amsterdamie, Londynie, Pradze, Budapeszcie, Kairze, Mińsku, Pekinie, Bratysławie, Tokio, Sofii i Wiedniu.
Jego grafiki i ilustracje wielokrotnie wystawiane były też na aukcjach, a zrealizowane ceny wahały się od 150 USD w zależności od wielkości i nośnika dzieła. W 2020 roku padł rekord . Za ilustrację do Misia Uszatka w Desa Unicum (największym i najstarszym domu aukcyjnym w Polsce) zapłacono 2575 USD.
Styl:
Katarzyna Grzebyk w swoim artykule poświęconym jego postaci pisze:
„Artysta sprzeciwiał się podziałowi na malarstwo kierowane do małego i dorosłego czytelnika. Twierdził, że każdy rodzaj malarstwa najlepiej instynktownie odbierają dzieci, bo są szczere w emocjach i spontanicznie je wyrażają. (…) Wielokrotnie podkreślał, że ilustrator musi być po trosze psychologiem i wczuwać się w psychikę dziecka, jego wyobrażenia i emocje oraz umiejętnie dozować trudności warsztatowe.”
A sam Rychlicki w wywiadzie udzielonym Annie Kornackiej tak mówił:
„Nie widzę różnicy między dobrą ilustracją dla dzieci a obrazem namalowanym dla dorosłych. Są tam rozwiązywane podobne problemy warsztatowe.[…] Pies musi być psem, koń koniem, natomiast pies może być zielony, koń różowy czy niebieski, jak to rysują same dzieci. Poprzez moje propozycje plastyczne chcę wpływać na wyobraźnię, nadać jej pewien określony w zamyśle autorskim kierunek.”
„Poprzez ilustrowanie książek chciał nauczyć dziecko pogodnego patrzenia na świat, odkrywania w świecie piękna, humoru i skojarzeń, ale także przybliżyć świat w sensie poznawczym, nauczyć je dostrzegać zjawiska fizyczne i przyrodnicze. Chciał też kształtować zmysł artystyczny u dzieci. Świat w jego ilustracjach jest prawdziwy, a postacie i rekwizyty mają uproszczone kontury, rysunki są kolorowe, radosne, lekkie, jakby były w ruchu. Ilustracje są bardzo dekoracyjne i stylizowane na ludowe wycinanki.”
Syn wspomina, że ojciec bardzo lubił pracować w samotności, w domowym zaciszu swojej pracowni.
Andrzej Rychlicki mówi, że jego ojcu bardzo zależało, żeby dzieci dostawały dobre książki, żeby chciały wziąć je do ręki, by ilustracje trzymały odpowiedni poziom. Uważał, że książka często jest dla dziecka „pierwszym salonem sztuki”, a swoje prace bardzo często ilustrował z punktu widzenia dziecka:
„Jest taki znany obrazek, na którym domki są uszeregowane w kole, tak jakby się kręciły w kółko, a to po prostu dziecko się huśtało i tak widziało rzeczywistość”
Pani Halina Rychlicka wspomina:
„Mąż wykorzystywał zabawy syna, podglądał ubranka, przenosił potem na ilustracje.”
Podobnie jak jego koledzy i koleżanki po pędzlu, również on przemycał do swoich ilustracji wizerunki swoich najbliższych. Jedyny syn Andrzej, jeżdżący na nartach, jest głównym bohaterem jednej z pocztówek, które zaprojektował artysta.
Zbigniew Rychlicki w swojej pracy posługiwał się różnymi technikami, często sięgając też po te najprostsze, których każdy z nas uczył się w szkole na plastyce. Rysował kredkami świecowymi, doklejał tkaniny, stosował popartowskie techniki, łączył, kombinował, bawił się tym.
Artysta bardzo dużo inspiracji czerpał z tradycji i ludowości. Lata spędzone na wsi mają swoje odbicie w jego późniejszej twórczości.
„Tato interesował się sztuką ludową, kupował u regionalnych twórców, odwiedzał stare kościółki . Interesowały go stroje ludowe, miał okres góralszczyzny, zgłębiał technikę drzeworytu, tworzył też takie jakby witraże. Kolekcjonował prymitywną sztukę ludową, kupował rzeźby na targach pod Krakowem czy Nowym Targiem. W pracowni ciągle jeszcze są te różne świątki.” wspomina syn.
Z pasją ilustrował również zbiory piosenek z różnych regionów kraju.
W swoich ilustracjach nawiązywał do sztuki ludowej, stąd częstym motywem jego prac są: chłop, wójt czy diabeł Boruta.
Nie bał się także wizualnych eksperymentów.
„Lubię baśnie […], w baśniach można puścić wodze fantazji, wiele dopowiedzieć, można pozwolić sobie na szerszą interpretację tekstu.”
Kto z nas, dzieciaków urodzonych w czasach PRL-u, nie zna jego pięknych obrazków drukowanych w „Misiu”, „Świerszczyku”, „Płomyczku”? Kto nie czytał o przygodach sympatycznego Misia Uszatka? Jego piękne i wyraziste ilustracje do znanych baśni i wierszyków wielu polskich i zagranicznych pisarzy potrafią przenieść nas w ten zaczarowany świat dziecięcej wyobraźni, emanują ciepłem i sympatią do świata, uczą estetyki, wyrabiają smak artystyczny.
Świat ilustracji Zbigniewa Rychlickiego to moja dziecięca barwna i bezpieczna, pachnąca bułką z masłem, mlekiem i sokiem malinowym rzeczywistość. Świat, który pozostaje w mych wspomnieniach i marzeniach, bo pamięć raz poruszona nie odchodzi w zapomnienie.
Bardzo serdecznie dziękuję pani Urszuli Jarmołowskiej, autorce bloga „To dla pamięci” (https://jarmila09.wordpress.com/) która pozwala korzystać mi ze swoich bogatych zbiorów ilustracji.
Oczywiście, że pamiętam te ilustracje, to moje dzieciństwo. Piękny artykuł. Dziękuję za chwilkę wspomnień. Aż się wzruszylam. Nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak dużo było Pana Rychlickiego w mojej dziecięcej codzienności.
Wyśmienity artykuł, z przyjemnością przypomniałam sobie moje dzieciństwo, któremu towarzyszyły książki z jego ilustracjami.
× 5
Komentarze (2)
@8dzientygodnia · około 4 lata temu
Strasznie byłam zła na siebie, że się tak spieszyłem z tym pisaniem (ostatnio brakuje mi czasu na wszystko) i znów zostawiłam sobie to na ostatnią chwilę. Miałam takie poczucie, że nie napisałam go tak, jakbym chciała. A to, że w trakcie i przed wysłaniem czytałam ze sto razy, też nie pomagało, bo w pewnym momencie łapałam się na tym, że czytam z pamięci, nie dostrzegam błędów, powtórzeń, literówek. Dlatego dziękuję podwójnie za bardzo miłe i budujące słowa. Pozdrawiam
Dosłownie parę dni temu oglądałam i czytałam z córką https://nakanapie.pl/ksiazka/madra-poduszka-wiersze-dla-dzieci - Nosorożce w dorożce itd.; specjalnie sprawdziłam, kto był autorem tych pięknych ilustracji. Cieszę się, że mogłam o nim przeczytać, świetny tekst, dzięki!
× 3
Komentarze (2)
@8dzientygodnia · około 4 lata temu
Mądrą poduszkę Kerna miałam okazję czytać chyba w zeszłym roku lub dwa lata temu. Byłam nią zachwycona.
Ach, no pewnie, Pyza, Miś Uszatek i seria Oza! Dzięki za prześliczny jak zwykle artykuł.
× 3
HG
@hg.wroc · około 4 lata temu
Jestem bardzo wdzięczna za ten staranny i bardzo bogaty artykuł. Właśnie szukałam informacji na temat Zbigniewa Rychlickiego i jego prac, a przede wszystkim na temat jego stylu i inspiracji, do projektu krótkiej animacji poklatkowej. Pan Rychlicki, jak i Zdenek Miler i Tove Jansson są idolami mojego dzieciństwa.
× 1
Komentarze (1)
@8dzientygodnia · ponad 3 lata temu
Bardzo się cieszę, że w jakiś sposób mogłam pomóc.
@Zorg · około 4 lata temu
Dzięki za przypomnienie. Głównie pan Rychlicki kojarzy mi się z Krainą Oz.
Kolejny pasjonujący artykuł! I znów cała masa wspomnień!
× 1
Komentarze (1)
@8dzientygodnia · ponad 3 lata temu
Dokładnie. Rychlicki to mistrz w kreowaniu cudownych światów, które z jednej strony są bardzo bajkowe, a z drugiej mają w sobie ogromny ładunek realizmu.
× 1
WO
@wolosinski.maciej · około 3 lata temu
Jak można się skontaktować z Panem Andrzejem Rychlickim, w sprawie obrazów Pana Zbigniewa? Proszę o pomoc.