Wracając wspomnieniami do dzieciństwa przed oczami większości z nas pojawia się charakterystyczna żółta okładka z sześciorgiem dzieci, które unoszone wiatrem i radością szybują na grabiach, miotłach, łopatach czy widłach. Zna ją każdy i niemal każdy mówi o niej „moja ulubiona książka”. Nie inaczej jest w moim przypadku. Mam do niej ogromny sentyment, a jeszcze większy do autorki, która stworzyła te jakże proste, ale jednocześnie ponadczasowe ilustracje. Czy już się domyślacie o jakiej książce mówię?
Oczywiście chodzi o klasykę gatunku jaką są uwielbiane przez kolejne pokolenia „Dzieci z Bullerbyn”, a autorką tych przywołujących najmilsze wspomnienia i masę wzruszeń rysunków jest Hanna Czajkowska. Mistrzyni prostoty, ale też koloru, detalu i harmonii. Cudowna obserwatorka dziecięcego świata, zabaw, trosk i radości. Artystka przez duże A. To właśnie ona pokazała mi, że czasem nawet czarna prosta kreska i płaska plama mogą nieść w sobie ogromny ładunek humoru, wrażliwości i jak żadne inne potrafią oddać radość i pełnię dzieciństwa. To ona bawiła się ze mną promieniami słońca złapanymi w lusterku, to dzięki niej lato zawsze było wesołe, a to „Gdzie mieszka bajeczka”, przestało być tajemnicą. Zapraszam w podróż do cudownego świata jej ilustracji.
Życie
Hanna Czajkowska urodziła się 22 lipca 1917 roku w Warszawie, gdzie wróciła na okres studiów i gdzie spędziła też późniejsze życie, ale dzieciństwo i pierwsze lata młodości nierozerwalnie związane były z Kaliszem. Wychowała się w dostatku, w szczęśliwej i kochającej rodzinie.
Jej ojciec, Adolf Benon Czajkowski (1886-1940) był kapitanem rezerwy. Urodził się w Piotrkowie Trybunalskim. Ukończył studia medyczne w 1911 na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach i zrobił specjalizację radiologa. Przez jakiś czas prowadził w Warszawie, a następnie w Kaliszu własną pracownię rentgenologiczną. Był uczestnikiem wojny w 1920, pełnił też funkcję lekarza obozu dla internowanych w Kaliszu. Podczas II wojny światowej trafił do obozu w Ostaszkowie i został zamordowany w Katyniu.
Matka, Janina z d. Staweno (1886-1956) zajmowała się domem i trójką dzieci. Hanna miała jeszcze dwóch młodszych braci. Zbigniew zginął w Powstaniu Warszawskim, natomiast Sławomir służył jako lotnik. Po II wojnie światowej rodzina nie miała z nim kontaktu, bo pozostawał za granicą. Matką z siostrą przez wiele lat poszukiwały go i próbowały dowiedzieć się cokolwiek o jego losach. Długie lata czekały na jego powrót. Okazało się jednak, że Sławomir zginął tuż po zakończeniu wojny, prawdopodobnie w katastrofie podczas przelotu nad Atlantykiem Obaj bracia byli absolwentami z 1936 i 1937 r. I Liceum Ogólnokształcącego im. Asnyka w Kaliszu. Hanna ukończyła kaliskie Gimnazjum im. Anny Jagiellonki w 1938 r. w klasie matematyczno-przyrodniczej, gdzie jej pierwszym nauczycielem rysunku był Zygmunt Karolak.
Studia w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych rozpoczęła w roku 1939, pracując pod kierunkiem m.in. Tadeusza Pruszkowskiego (malarstwo) i promotora powojennej ilustracji dla dzieci i młodzieży Jana Marcina Szancera (grafika), pod kierunkiem którego zrobiła dyplom tuż po wojnie, w 1955 roku.
Na akademię wróciła po długiej przerwie, ponieważ przez kilka lat pracowała zarobkowo na stanowisku urzędniczki w „Społem”, W 1949 r. została przyjęta do Związku Polskich Artystów Plastyków.
Jeszcze przed uzyskaniem dyplomu nawiązała współpracę z wydawnictwami specjalizującymi się w ilustracji książek dla dzieci i tej sztuce pozostała wierna przez całe życie.
"Studiowała malarstwo, ale jak wielu współczesnych jej malarzy przede wszystkim zajęła się ilustracją w książkach dla dzieci. Projektowanie szaty graficznej stało się głównym nurtem jej twórczości."
Bardzo późno wyszła za mąż, a małżeństwo trwało bardzo krótko. Niechętnie mówiła o tym etapie swojego życia.
Dziennikarz Sławomir Zagórski był synem jej kuzynki i to właśnie jemu zawdzięczamy najwięcej wspomnień o artystce.
„Myślę, że wojenne przeżycia, żałoba po najbliższych, opieka nad matką były między innymi powodem tego, że nie założyła własnej rodziny i nie ułożyła sobie życia prywatnego. Z tej kochającej piątki zostały dwie kobiety. Zrozpaczona matka i córka, która wzięła na siebie rolę opiekunki. Mieszkały razem, ciocia dopiero w tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym czwartym roku wyszła za mąż. Miała wtedy czterdzieści siedem lat. To jednak było dość nieszablonowe małżeństwo, nawet razem nie mieszkali i dość szybko ten związek się zakończył.”
Po krótkim i bezdzietnym małżeństwie Hanna Czajkowska postanowiła powrócić do nazwiska panieńskiego. W kolejnych ilustrowanych przez nią książkach figuruje już tylko nazwisko Czajkowska, a nie Czajkowska-Kroczewska. Była kobietą bardzo niezależną, nietuzinkową, z mocnym charakterem.
„Nie miała własnych dzieci, to ja byłem jej pupilem. Rozpuszczała mnie, opiekowała się mną, podtykała mi pieniądze, dostawałem od niej zawsze najpiękniejsze prezenty. Mieszkaliśmy blisko siebie, dzieliło nas pół kilometra. Bardzo często się odwiedzaliśmy. Była piękną, wysoką, wysportowaną kobietą. Świetnie jeździła na nartach, to ona nauczyła mnie tego sportu, miała do mnie cierpliwość. Doskonale gotowała, często zapraszała mnie na obiad, zawsze dbała o detale, serwetki, elegancką zastawę, to były niezwykle przyjemne wizyty.”
Ilustratorka mieszkała i pracowała w kawalerce na warszawskim Żoliborzu. To była równocześnie jej pracownia. Przy oknie stał stół, przy którym malowała. Narzekała na ciasnotę, marzyła o osobnym pokoju do pracy. Dopiero pod koniec życia przeprowadziła się do większego mieszkania w tej samej dzielnicy przy ul. Jana Kochanowskiego.
„Jako dziecko byłem bardzo dumny, że mam taką ciocię. Cieszyłem się z każdej nowej ilustrowanej przez nią książki. Regularnie kupowałem w kiosku „Misia” i sprawdzałem, czy cioci ilustracja jest na okładce. Ciocia była jedyną artystką w naszej rodzinie, jej mieszkanie było pełne dziwnych przedmiotów, uwielbiałem przesiadywać u niej, pamiętam, że fascynowały mnie te różne pędzle na biurku, jakieś narzędzia graficzne, no i bibeloty, których mnóstwo miała zgromadzonych na tej niewielkiej powierzchni. Była typem zbieraczki i nie potrafiła nic wyrzucić.”
Bardzo lubiła podróżować. Odbyła kilka podróży zagranicznych, odwiedziła na przykład Norwegię czy Hiszpanię.
„Wracała pełna wrażeń, pokazywała nam dużo zdjęć, opowiadając: Sewilla? Nie, to chyba Kordoba. Stracone pieniądze. Śmiała się, nie potrafiąc rozpoznać zwiedzanych miejsc.”
Artystka zmarła 1 lutego 1991 roku w wieku 73 lat. Jej artystyczna spóścizna, m.in. rysunki, które tworzyła do "Misia", szkice, obrazki z najważniejszych książek, dowody jej talentu i pracowitości przechowywane są przez bliskich, którzy opiekowali się nią do końca.
Twórczość:
Hanna Czajkowska to malarka, graficzka, ilustratorka, przedstawicielka Polskiej Szkoły Ilustracji. Autorka ponad stu ilustracji do książek, z których wiele przetłumaczonych na języki obce ukazało się także w różnych zagranicznych wydawnictwach. Najbardziej rozpoznawalnym jej dziełem jest wydawana 17 razy "Pierwsza czytanka" Ireny Słońskiej, do której Hanna Czajkowska ilustracje zrobiła wspólnie z Witoldem Popławskim oraz Dzieci z Bullerbyn, a także Oto jest Kasia Miry Jaworczakowej czy Zajączek z rozbitego lusterka Heleny Bechlerowej.
Choć nigdy nie była w Szwecji, zasłynęła z graficznych projektów do literatury dziecięcej tego kraju. Do najbardziej znanych należą: Dzieci z Bullerbyn, Nils Paluszek i Karlsson z Dachu Astrid Lindgren. To właśnie dzięki nim stała się specjalistką od skandynawskiej literatury dziecięcej.
Tworząc szatę graficzną do książek Astrid Lindgren, Czajkowska posługiwała się niekolorowanymi ilustracjami wykonanymi czarną kreską
„Jak wyglądają Lasse, Bosse, Lisa, Olle, Britta i Anna, czyli dzieci z Bullerbyn? Dla większości polskich czytelników od ponad sześćdziesięciu lat mają twarze z żółtej okładki (…) i choć ukazało się kilka innych wydań, to postacie przez nią stworzone stały się ikoną, a okładka klasyką.”
Sławomir Zagórski w rozmowie z Barbarą Gawryluk mówi:
„Wyspecjalizowała się w literaturze szwedzkiej dla dzieci, chociaż nigdy nie była w Szwecji i nie dane jej było zobaczyć ani Sevedstorp niedaleko Vimmerby, pierwowzoru Bullerbyn, ani Sztokholmu, który rysowała w książkach o Karlssonie, ani Smalandii, w której Astrid Lindgren osadziła akcję książek o Emilu.”
Współpracowała na stałe z wydawnictwem "Nasza Księgarnia”, czasami też Państwowymi Zakładami Wydawnictw Szkolnych oraz z Wydawnictwem Poznańskim. Dla redakcji miesięcznika dla dzieci „Miś” przygotowała do roku 1989 497 prac.
„Pracowała bardzo dużo. Miała problemy z dotrzymywaniem terminów, była zawsze spóźniona. Końcowy etap pracy nad książką był zwykle bardzo nerwowy, wtedy nie miała też czasu na rodzinne spotkania. (…) W wydawnictwie też oczywiście o tym wiedziano i przesuwano jej terminy, ale zawsze i tak były to trudne momenty.”
Prace Hanny Czajkowskiej były wielokrotnie wystawiane w kraju i za granicą.
W 1960 r. odwiedziła rodzinne miasto Kalisz, gdzie uczestniczyła w zbiorowej wystawie plastyków-kaliszan towarzyszącej jubileuszowi 1800-lecia miasta, choć tak naprawdę starała się unikać wszelkiego rodzaju wystaw, wernisaży, czy bogatego życia towarzyskiego.
"Miała bliskie grono przyjaciół, ale nie interesowały jej wielki wydarzenia w warszawskim świecie artystycznym."
Za swą działalność artystyczną uhonorowana została m.in.:
Medalem Komisji Edukacji Narodowej (1977),
Medalem Pamiątkowym „Twórcom Przyjaciołom Dziecięcej Książki” wybitym z okazji 60-lecia „Naszej Księgarni” (1981),
Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (1987).
Styl:
W twórczości stosowała czyste, wyraziste barwy, dążyła do uogólnienia, posługiwała się też ilustracją kreskową. Ignacy Witz, ilustrator i redaktor opracowania "Grafika w książkach Naszej Księgarni", uznał Czajkowską za najczynniejszą graficzkę polską, a właściwą jej formę poetycką ocenił jako doskonale odpowiadającą psychice najmłodszych.
Hanna Czajkowska malowała także obrazy olejne, często pejzaże i kwiaty, ale jedynie dla najbliższych.
„Tu mogła wyżyć się w kolorach. Bo do książek często zamawiano ilustracje czarno-białe.”
Coraz więcej kolorowych obrazków powstawało, kiedy zaczęła się specjalizować w ilustrowaniu książek dla młodszych dzieci. Widać w nich tę radość z wykorzystania całej palety barw.
Stosowała też konwencję wycinanki, np. w książce Hanny Januszewskiej „Siwa gąska siwa”, o czym wspomina Anna Boguszewska:
„Papier marmurkowy barwiony i faktury tkanin różnicują syntetyczne plamy ostro zarysowane nożycami, uzupełniane linearnymi, zdobniczymi detalami. Nawiązywanie do ornamentu ludowego, stosowanie rytmu współgrają z melodią wierszy.”
Hanna Czajkowska zazwyczaj nikomu nie pokazywała swoich ukończonych prac, ale, jak wspomina syn jej kuzynki, często opowiadała mu o swoich rysunkach, o przygotowaniach poprzedzających malowanie.
"Ciocia była niesłychanie dokładna i jeśli miała na przykład namalować srokę czy jemiołuszkę, to całe godziny spędzała na studiowaniu zdjęć w różnych fachowych albumach i encyklopediach."
„Dzieci z Bullerbyn” to osobny i bardzo ważny rozdział jej pracy artystycznej, któremu wypada poświęcić trochę więcej miejsca. Wizualny obraz, który stworzyła Czajkowska został entuzjastycznie przyjęty przez krytykę. Barbara Tylicka pisała, że książka zaskakuje odbiorcę opracowaniem graficznym, a rysunki „pogłębiają przekonanie młodego czytelnika o autentyczności relacji małej dziewczynki”.
Sylvia Liseling-Nilsson w swojej pracy szczególnie skupiła się na pokazaniu wpływu polskiej architektury ludowej na konstrukcję ilustracji.
„W interpretacji szwedzkiej architektury prezentowanej przez Czajkowską wyłania się wpływ rodzimej kultury na formę ilustracji. Drewniane chałupy i budynki gospodarcze o stromych dachach pokrytych strzechą ze słomy lub trzciny, o ścianach z drewnianych belek, niekiedy na podmurówce z kamieni w Dzieciach z Bullerbyn oraz Emilu ze Smalandii wskazują na inspirację architekturą podhalańską.”
Artystka często odwiedzała południe Polski, szczególnie lubiła bywać w Zakopanem, gdzie chętnie pracowała twórczo.
„Inspirowana rodzimą tradycją okolic, które były jej bliskie, skłaniała się w kierunku polonizacji szwedzkich elementów architektonicznych w ilustracjach. Z powodu nieznajomości wizerunku wsi szwedzkiej, wszelkie denotacje i konotacje związane z jej wyglądem miały swe źródło w bliskich ilustratorce okolicach. Dobrze znany punkt odniesienia i natchnienia stanowił wizerunek polskiej wsi podhalańskiej.”
Nie było to niczym niezwykłym, ponieważ w tym okresietwórcze nawiązywanie i korzystanie z tradycji i rodzimego folkloru inspirowało wielu polskich grafików.
„Ludowość, szczególnie podhalańska, spełniała rolę szeroko pojmowanej ludowości reprezentującej całą Polskę. Fascynacja Czajkowskiej okolicami Podhala, a jednocześnie panująca moda na podhalańską ludowość, utorowała ilustratorce drogę do obrazowania szwedzkiej wsi poprzez architekturę podhalańską i niekiedy także podhalański strój ludowy.”
„Architektura podhalańska symbolizowała wyższy status niż chłopska architektura spoza Podhala. Zilustrowanie folkloru, mającego wysoki status, pomogło Czajkowskiej uniknąć ukazania w przekładzie obrazu kultury o niższym statusie. Folkloryzacja przy sięganiu do sztuki i kultury Podhala wykorzystywana była w polskiej literaturze dla dzieci w wyniku niechęci do portretowania wsi, której symbolem była polska chałupa chłopska. Jeśli już przedstawiano wieś, robiono to przez pryzmat właśnie folkloru i to folkloru, który cieszył się w rodzimej kulturze przekładu wysoką pozycją.”
Hanna Czajkowska to niesamowita artystka, która ilustrowała książki dla dzieci poważnie traktując młodych czytelników i z wyjątkowym wyczuciem ich oczekiwań i możliwości odbioru. Nawet teraz otwierając jej książki z najmłodszym, jestem w stanie odnaleźć w nich cząstkę samej siebie i tego, co minione. To cudowne uczucie, nie do opisania, nie do uchwycenia wręcz.
Jak zwykle niezmiernie serdecznie dziękuję pani Urszuli Jarmołowskiej, autorce bloga „To dla pamięci” (https://jarmila09.wordpress.com/), za możliwość korzystania z jej bogatych zbiorów ilustracji.
@8dzientygodnia Pamiętaj jednak, że ten kto stoi w miejscu ten się cofa
× 1
@8dzientygodnia · ponad 3 lata temu
Dlatego myślę i pracuję nad nowymi rzeczami. A przynajmniej staram się w wolnym czasie, którego powoli zaczyna mi brakować. Tyle projektów sobie stworzyłam.
Piękne ilustracje. Dobrze, że po latach znów przykłada się wagę do tego, aby książki dla dzieci były nie tylko mądre, ale też zawierały rysunki pobudzające wyobraźnię i kształtujące estetykę u młodego czytelnika :)
× 1
@krisek.survival · ponad rok temu
Kłaniam się... Właśnie się tu "kanapowo" zapisałem. To był odruch, bowiem znalazłem tu dużo tekstu o Hannie Czajkowskiej. I to nie tylko dlatego tu przybyłem, bo uwielbiałem jej rysunki. Była to moja "ciocia Hania". Przyłatana. Przyjaźniła się z moją rodziną przed II wojną św. Podczas okupacji mieszkała czas jakiś na Koszykowej 49 (domu już ponoć nie ma) u "ciotki Frany", która była faktyczną, rodzoną ciotką mego ojca.
U Frany poznała - jak się domyślam - Ludwikę Woźnicką oraz jej siostrę Zofię. Obie były pochodzenia żydowskiego, więc tu się ukrywały. Obie były pisarkami. Ludwika napisała całą serię książek o Czarce - czarnej, młodej panterze, która uciekła z cyrku. Zaopiekowała się nią dziewczynka. Uważam, że ta historia wiąże się z owym wspomnianym ukrywaniem się obu sióstr. Otóż... książki o Czarce ilustrowała Hanka Czajkowska...
Była ona moją najukochańszą ciocią i inaczej być nie mogło...
PS. Obie siostry popełniły samobójstwo (zob. Wikipedia) - sądzę, że odzywała się okupacyjna trauma. Każda z nich (w innym okresie) wyskoczyła z okna kamienicy na wąziutkie podwórko. Przypuszczam, że było to właśnie podwórko przy Koszykowej 49... Widziałem to podwórko jako chłopaczek, ale to było w okresie, kiedy jeszcze cieszyłem się moją ciocią Hanią...