Spędziłam długie godziny, by znaleźć książkę, która pomogłaby mojemu dziecku nauczyć się czytać. Chyba miałam duże wymagania, bo wcale nie było to takie łatwe. Moje dziecko bez problemu czytało drukowane litery, ale z innymi ciągle miał problem. Kiedy próbowałam go „przepytywać” podczas wspólnego czytania, przytłaczała go ilość tekstu na stronie i to go zniechęcało. Pewnie, mogłam bez problemu wybrać kartonowe książeczki dla maluchów i podsunąć mu do ćwiczeń, ale one są dla MALUSZKÓW i dla kilkulatka to już zniewaga.
Szukałam więc książeczek dla dużych chłopców, ale równocześnie takich, które nie przytłaczają ilością tekstu i pozwalają kilkulatkowi czytać samodzielnie. Łatwo nie było, ale w końcu trafiłam na serię
„Czytam sobie” Wydawnictwa Egmont. Niewielkie, kolorowe, proste i przede wszystkim nie wyglądają jak książki dla maluchów. Idealne!
Trzy poziomy zaawansowania
Książeczki na poziomie pierwszym są oznaczone żółtym paskiem i przeznaczone dla dzieci mniej więcej pięcioletnich. Zawierają one około 150-200 słów, a zdania są dość krótkie. Co ważne, na każdej stronie mamy tylko jedno zdanie, a na co drugiej słowo podzielone na głoski. Dziecko spokojnie poradzi sobie z przeczytaniem takiej książeczki, a na końcu w ramach nagrody znajdzie kilka naklejek oraz dyplom sukcesu. Najważniejsze to nagrodzić dziecko, żeby wiedziało, że warto się starać. Do tego oczywiście piękne, kolorowe, a przy tym proste ilustracje.
Poziom drugi oznaczony jest zielonym paskiem i jest kolejnym etapem czytania. Książeczki składają się już z około 800-900 słów, a więc o wiele więcej, niż w poprzednim poziomie. Zdania są dłuższe, a w tekście znajdziemy także dialogi. To nadal tylko trzy, cztery zdania na każdej stronie, ale już na tyle dużo, że tekst zajmuje pół strony. Niewątpliwie dziecko widzi swoje postępy i jest z nich dumne! Tutaj zamiast głoskowania mamy ćwiczenia sylabizowania. Nadal ilustracje są kolorowe i zwracają uwagę dziecka.
Dla siedmiolatków odpowiedni będzie poziom trzeci. To już nie przelewki, bo i tekstu sporo i obrazków mniej, a jeśli są to czarno-białe. W książeczce znajdziemy około 2500-2800 wyrazów, więc stanowczo jest to przewaga tekstu nad ilustracjami. Zdania są dłuższe i złożone, ale za to na końcu znajduje się alfabetyczny słownik trudnych wyrazów. Gdyby jednak dziecko nie chciało być jeszcze aż tak „dorosłe”, to na końcu nadal znajdzie naklejki i dyplom sukcesu. W końcu kto nie lubi być nagradzany?
Poziom czwarty - dla małych mistrzów!
A jeśli dziecko i z trzecim poziomem sobie poradzi, to czas na „Czytam sobie z bakcylem” (niebieski pasek na okładce). W tych książkach literki są już mniejsze, ale mamy też podział na rozdziały, a trudne słowa zaznaczone są gwiazdką i wyjaśnione bezpośrednio pod tekstem. Wróciły kolorowe rysunki, co nie jest bez znaczenia, bo zachęca do czytania i wciąga w tę niezwykle ciekawą historię.
Jestem pewna, że podobnych książeczek znajdziecie więcej, jednak żadne z tych, które trafiły w nasze ręce nie sprawdziły się tak dobrze, jak ta seria. Natomiast chętnie dowiem się, po jakie książki sięgają Wasze dzieci ucząc się czytać samodzielnie?