Znacie to okropne uczucie, kiedy niby kaloryfer grzeje, niby jest ustawiony na maksymalną moc ( w przypadku mojego na piąteczkę), ale za Chiny Ludowe nie jest to odczuwalne? Ja znam doskonale, ale powinnam była pamiętać, nauczona swoim własnym doświadczeniem, jakie są uroki płynące z posiadania pokoiku na poddaszu.
Tak niekanapowo, nieliteracko i ogólnie nieksiążkowo muszę się pochwalić, że w znacznej części udało mi się zrealizować swoje postanowienia styczniowe. Oczywiście, że byłoby bardziej kozacko, gdybym po jednej dwunastej roku zrealizowała kilka postanowień, jakie zapisałam sobie w okolicach minionego Sylwestra . Ale bądźmy realistami, przynajmniej w tej kwestii.
To niemożliwe, szczególnie jeśli ma się dodatkowe rzeczy na głowie. Metoda małych kroczków jest dobrą metodą, a nic nie cieszy tak bardzo, jak pokonywanie trudnej i wyboistej drogi samorozwoju i samomiłości w swoim własnym, nienarzuconym przez nikogo tempie.
Tak serio, tymi dwoma zrealizowanymi celami na styczeń było spotkanie się z kimś z pracy na kawie oraz zdrowsze i bardziej regularne odżywanie się, gdyż w okolicach listopada wpadłam w bardzo niefajny epizod. Niezbyt ogarniałam życie, żarłam byle co i byle kiedy, oraz jakoś tak niezbyt miałam ochotę widywać się z ludźmi poza momentami, w których musiałam się z nimi widywać (pieniądz sam się nie zarobi w końcu). Na kilka dni przed Sylwestrem stwierdziłam, że dobra, dziewczyno, jeśli to gówno czuje się jak ty, a nie ty jak gówno, to nie stawiaj sobie dalekosiężnych, szlachetnych celów jak ratowanie świata i zasłanianie własną piersią wymierających gatunków bo to niemożliwe na obecną chwilę, tylko zrób dla siebie coś, co wiesz, że będziesz w stanie zrobić.
I cyk, zrobiłam.
Zostało mi jeszcze napisanie czterech stron do opowieści, nad którą siedzę już kilka ładnych lat (Matko Bosko Kanapowsko, kiedy to zleciało ;-;) oraz próby chodzenia spać wcześniej niż 2-3 w nocy, by potem nie jęczeć współpracownikom nad uszami, że chcę kawy/spać/pod kołderkę/na kanapę. Spokooojnie, styczeń się jeszcze nie skończył, jeszcze zostało kilka dni. Odkąd sięgam pamięcią zawsze najlepiej wychodziły mi rzeczy robione na ostatnią chwilę, więc niby dlaczego i tym razem miałoby się nie udać? :D
Trzymajcie się cieplutko, Kanapowicze i Kanapowiczki, cieplej niż moje stópki.
Pozdrawiam i ściskam,
Do napisania,
Kvadi
P.s. Ej, jeśli to czytacie, to mam do Was ogromną prośbę - podeślijcie mi proszę tytuły książek, które rozgrzały Wam serca a mi rozgrzeją stópki w lutowe mrozy. Z góry pięknie dziękuję :)