Avatar @to.tylkoazksiazka

to_tylkoazksiazka

@to.tylkoazksiazka
Kanapowicz od roku. Ostatnio tutaj 8 miesięcy temu.
to_tylkoazksiazka
Napisz wiadomość
Obserwuj
Kanapowicz od roku. Ostatnio tutaj 8 miesięcy temu.

Cytaty

Od razu za­sy­piam z na­dzie­ją, że jutro bę­dzie lep­szy dzień.
A teraz uwaga, spoj­ler – nie, nie bę­dzie.
Od razu za­sy­piam z na­dzie­ją, że jutro bę­dzie lep­szy dzień.
A teraz uwaga, spoj­ler – nie, nie bę­dzie.
Do­pie­ro co we­szłaś do lo­ka­lu i szu­ka­łaś wzro­kiem dogod­nego miej­sca ‒ kon­ty­nu­ował. ‒ Char­lotte coś do cie­bie powie­dzia­ła, coś, co cię roz­ba­wiło i wtedy się uśmiech­nę­łaś. miej­sca ‒ kon­ty­nu­ował. ‒ Char­lotte coś do cie­bie powie­dzia­ła, coś, co cię roz­ba­wiło i wtedy się uśmiech­nę­łaś. Za spra­wą jed­nego cho­ler­nego uśmie­chu, jakby cała ta ciem­na nora się roz­ja­śniła. Mó­wisz, że to na Char­lotte zwra­cają uwagę, a nie mia­łaś poję­cia, że w tam­tym momen­cie każdy facet w po­bli­żu pa­trzył na cie­bie. Nie na twoją przy­ja­ciół­kę, tylko na cie­bie. Twój uśmiech, ten praw­dziwy i bez­tro­ski, ma siłę raże­nia zdol­ną powa­lić na ko­la­na. Przez resz­tę wie­czoru fa­ce­ci bez­sku­tecz­nie pod­bi­jali do was i może nawet wtedy sądzi­łaś, że robią to ze wzglę­du na Char­lie, ale mogę cię zapew­nić, że więk­szość przy­szła dla cie­bie.
Czy to nie oczy­wi­ste? Chcia­łem spę­dzić z tobą wię­cej czasu, za­dzio­ro.
Cho­lera. Byłam w poważ­nych tara­pa­tach.
Nie tylko on był kłam­czu­chem. Wcze­śniej łga­łam jak z nut, twier­dząc, że je­stem w pełni od­por­na na urok Hun­tera Mor­gana.
Waż­niej­sze jest to, czy mój urok dzia­ła na cie­bie? ‒ zapy­tał z we­so­ło unie­sio­nym kąci­kiem ust.
Cho­lera, ten uśmiech byłby zdol­ny do za­trzy­ma­nia ruchu ulicz­nego ‒ ode­zwał się Hun­ter.
Pa­trzy­łem na cie­bie przez cały czas, Hay­ley ‒ szep­nął wprost w moje ucho. ‒ Wyraz two­jej twa­rzy od­zwier­cie­dlał pło­mień kotłu­jący się w moim wnę­trzu i mam wra­że­nie, że podob­nie jak u mnie nie miał on związ­ku jedy­nie z mu­zy­ką.
Szyb­ko prze­ko­na­łam się, w czym tkwił feno­men Hun­tera Mor­gana. Ten facet ko­chał się z mu­zy­ką, ko­chał się z gi­ta­rą, ko­chał się ze sło­wami i mikro­fo­nem. Wszyst­ko, co robił szło w parze z nie­po­skro­mio­nym talen­tem i zabój­czym sek­sa­pi­lem. Był mate­ria­łem na gwiaz­dę ‒ per­for­mera, do któ­rego będą wzdy­chały przy­szłe poko­le­nia nasto­la­tek, ko­biet i męż­czyzn.
Co nie? Też temu nie dowie­rzam, ale przy niej zaczy­nam popa­dać w kom­plek­sy ‒ powie­dział ze śmie­chem, roz­ba­wia­jąc pu­bli­kę. Przy­cho­dziło mu to z łatwo­ścią i bar­dzo natu­ral­nie. ‒ Do­brze, że macie co do tego inne zda­nie. Jed­nak nie zary­zy­kuję, że mi uciek­nie. Nie z nią. Więc po­zwo­lę mo­je­mu gło­sowi ją ocza­ro­wać, a póź­niej przej­dzie­my do mery­to­ryki.
Dzię­kuję wszyst­kim za przy­by­cie ‒ ode­zwał się. ‒ Za­cznie­my dziś od cze­goś na cza­sie. Na wi­dow­ni sie­dzi ktoś, komu trud­no zaim­po­no­wać, więc oba­wiam się, że moje ka­wał­ki mogą jej nie zaspo­koić…
Hunter Mor­gan był ni­czym pio­senka, któ­rej nie mo­głam po­zbyć się z głowy. Taka, któ­rej tekst zapa­dał głę­boko w pa­mięć. Ni­czym słod­ka melo­dia mota­jąca serce, w któ­rej rytm tań­czyło całe moje życie.
Od trzech mie­sięcy nie potra­fi­łem stwo­rzyć żad­nego no­we­go tek­stu, a od zaj­ścia w barze nie roz­staję się ze swoim zeszy­tem do pio­se­nek ‒ kon­ty­nu­ował. ‒ Nie wie­rzę w prze­zna­cze­nie i magię, ale nie­za­leż­nie jak to kiczo­wato za­brzmi, ktoś mi cię ze­słał, żebyś stała się moją muzą, Hay­ley Flo­res.
Nie­zna­jomy za­marł zasko­czony, a w sekun­dzie, gdy spę­tana nie­zręcz­no­ścią chcia­łam się odsu­nąć, odwza­jem­nił poca­łu­nek. I to jak. Z pasją. Z mocą. Pod pal­cami doty­ka­ją­cymi jego po­licz­ka czu­łam dra­piący za­rost, gdy wpił się w moje usta. Nasze ję­zy­ki splą­tały się, posma­ko­wa­łam piwa i cze­goś słod­kiego, ja­kichś cu­kier­ków. Zawi­słam nad nim, z kola­nem wspar­tym o ka­na­pę, a jed­nak mia­łam wra­że­nie, że to on gó­ru­je nade mną.
Nie patrz tak na mnie. To ja powi­nie­nem być ziry­to­wany. W końcu to ty zawró­ci­łaś mi w gło­wie jed­nym poca­łun­kiem…
Nigdy, prze­nig­dy nie po­dej­rze­wa­łam, że będę kie­dyś sobie ży­czy­ła, by Quinton po­ja­wił się u mnie nie­pro­szo­ny. Myślę, że za­brał­by mnie do le­ka­rza, bo prze­cież nie bę­dzie mógł mnie drę­czyć, gdy umrę, a chwi­lo­wo je­stem pewna, że umie­ram.
Sam już nie wiem – wy­zna­łem smut­no. – Za­czy­nam się w tym wszyst­kim gubić.
– A co czu­jesz?
– Czuję, że… że nie. Uwa­żam, że nigdy o mnie nie za­po­mnia­ła. Może po­gu­bi­ła się tak samo jak i ja?
– W takim razie się nie pod­da­waj – po­ra­dzi­ła hardo.
– Nawet nie mia­łem ta­kie­go za­mia­ru, Me­riel. Za wiele dla mnie zna­czy.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl