W marcu tego roku, za sprawą Wydawnictwa SQN, po raz drugi pojawił się na naszym rynku duet Kirkman-Bonansinga, serwujący nam tym razem "Drogę do Woodbury" - kolejny tom serii o zombieapokalipsie, która ogarnęła nasz świat z niewiadomej przyczyny. Poprzednia część, "Narodziny Gubernatora" była znacznie bardziej wciągająca z uwagi na główną postać, niemniej jednak jej kontynuację czyta się lepiej. Autorzy dużo wyraźniej zarysowują przed czytelnikami to, co zawsze było w uniwersum The Walking Dead najważniejsze, czyli fakt, że nie zombie są największym zagrożeniem, lecz ludzie, którzy na skutek zmian poddają się swoim - nierzadko mrocznym - instynktom. Zapraszam do recenzji książki.
Niedobitki ludności Atlanty próbują przetrwać ataki umarlaków, którzy łączą się w hordy i w coraz większym stopniu zagrażają uciekinierom. Na dodatek nadchodzi zima, dając się we znaki nielicznym osobom, które wciąż walczą o przetrwanie. Wśród garstki uciekinierów jest Lilly Caul - młoda, zamknięta w sobie i niezwykle bojaźliwa dziewczyna, która ciągle szuka schronienia za plecami silniejszych od siebie. Po kolejnym ataku hordy, bohaterka wraz z kilkoma osobami z obozu opuszcza pozostałych uciekinierów z Atlanty i po wielu nieprzyjemnych przygodach trafia do Woodbury. Otoczona murami społeczność tylko z pozoru stanowi bezpieczne miejsce. Rządzona twardą ręką przez Phillipa Blake'a, który obwołał się Gubernatorem, w rzeczywistości stanowi ogromne zagrożenie dla Lilly i jej przyjaciół. A ponieważ w Woodbury jest i jedzenie, i alkohol, i zalążki normalnego życia sprzed inwazji zombie, tylko ona zdaje się dostrzegać, że prawdziwe niebezpieczeństwo chyha na nich nie za murami miasta, lecz w samym jego wnętrzu. Wszystko, co najgorsze, uosabia osoba Gubernatora, ale nikt poza dziewczyną nie zwraca na to uwagi. Jak skończy się ta historia? Sprawdźcie sami, zwłaszcza jeśli tak jak ja jesteście fanami tego uniwersum.
"Droga do Woodbury" to prawdziwa gratka dla fanów komiksów Kirkmana oraz serialu AMC kręconego mniej więcej na ich podstawie - "The Walking Dead". Powieść stanowi dopełnienie, jeśli chodzi o komiksy i serial, dzięki czemu jeszcze lepiej poznaje się świat wykreowany przez Kirkmana. W duecie z Bonansingą, twórca umiejętnie buduje napięcie, jednak nie jest już ono stopniowane tak jak w pierwszej części. O nie, tutaj bohaterowie od razu zostają wrzuceni w wir walki z hordami zombie. Non stop coś się dzieje, ludzie giną, flaki fruwają w powietrzu, a na dodatek Phillip Blake terroryzuje Woodbury. Jestem ogromnie zaskoczona, że przy tym szybkim tempie i nieustającej akcji Kirkman z Bonansingą zdołali skupić się na pokazaniu, że w zasadzie bestiami nie są zombie, lecz ludzie. W końcu to oni, mając świadomość tego, co robią, kradną i mordują bez wyrzutów sumienie. To właśnie wszelkie zmiany społeczeństwa w obliczy zagłady ludzkości, są motorem napędzającym tę historię. Są one zarazem najstraszniejszą wizją homo sapiens.
Wspaniale wykreowani bohaterowie, walka z umarlakami oraz powolny upadek człowieczeństwa - oto, co w skrócie reprezentuje sobą "Droga do Woodbury". Podziwiam autorów tej powieści za wierność pierwowzorowi, za skuteczne snucie ponurej wizji ludzkości i za to, że nie boją się powiedzieć na głos, że to ona jest największym złem tej planety. Drugi tom książkowej wersji "Żywych trupów" to obowiązkowa lektura dla wszystkich fanów TWD i sądzę, że nie pomylę się zanadto, mówiąc, że przypadnie im on do gustu.
Ocena: 5/6