Z pasją kontynuuję tegoroczną przygodę z poezją i tym razem ponownie postanowiłam zapoznać się z tomikiem współczesnych wierszy. Nie do końca wiem, po czym wybierać takie tomiki poezji, więc tym razem dałam się przekonać tytułowi, który za pomocą dwóch słów oczarował mnie i zapowiedział intrygującą przygodę z głębokimi przeżyciami wewnętrznymi. A mówię tutaj o dziele Barbary Ptak, czyli o „Tchnieniu duszy”.
Od pierwszych stron poczułam się mocno przekonana do tych wierszy, ponieważ od jakiegoś czasu decyduję się na krótką i prostą formę poezji, a tym razem poczułam wreszcie jakąś odmianę i mogłam cieszyć mój zmysł literacki rozbudowaną stylistyką. Dla samej siebie określam to jako starą szkołę wierszy. Taka rozbudowana poezja dosłownie kojarzy mi się z edukacją, gdy z pasją interpretowałam na języku polski wiersze naszych narodowych wieszczy, ale też i innych klasyków. Wtedy miałam właśnie poczucie takiej patetyczności i wręcz podekscytowania, że za kurtyną pozornie nic nie znaczących zdań kryją się głębokie refleksje, które nastrajają do kontemplacji przeczytanego tekstu. W przypadku „Tchnienia duszy” moje odczucia są identyczne. Tutaj całość po prostu tchnie wieloma metaforami, przepięknymi epitetami, niekonwencjonalnymi porównaniami i innymi środkami stylistycznymi, których nie jestem w stanie nazwać. Choć zaczynam się trochę obawiać, że przeraziłam Was już tym tomikiem wierszy. Nic mylnego – Barbara Ptak przy całym kunsztownym języku zadbała, by nie została przekroczona granica pomiędzy przesadnością, nieuzasadnionym patosem, a poczuciem zrozumienia u czytelnika. Bardzo szanuję poetkę właśnie za do subtelne wyczucie swoich czytelników.
Jednak żeby nie było zbyt pięknie, to po przeczytaniu wierszy mam takie negatywne poczucie, że nie wyróżniają się niczym. Mają w sobie coś niesamowitego i całkowicie to doceniam, ale zarazem czuję, że autorka nie odnalazła własnej niszy i powtórzyła treści, które są już czytelnikom doskonale znane. Być może za dużo oczekuję, ponieważ obecnie wychodzą codziennie nowe książki, nowe tomiki poezji… Trudno znaleźć coś nowego. Wiersze zawarte w „Tchnieniu duszy” są dobre, naprawdę dobra, ale też tylko dobre. Pragnęłabym znaleźć wśród nich taki wiersz, który poruszy mnie na tyle, żebym teraz mogła o nim Wam opowiedzieć, żebym przede wszystkich chciała to zrobić. Poezja ma moc i podczas czytania chciałabym ją poczuć.
A teraz małe wyzwanie dla Was! Jak myślicie, o czym są wiersze? Tak, oczywiście są o życiu i miłości. Nic wyróżniającego, ale przecież to moje ulubione tematy, więc bardzo się cieszę, że to one znalazły ujście w poezji. To niesamowite, jak bardzo te dwa pojęcia są szerokie, abstrakcyjne i pełne możliwości. Jednak czy odnalazłam w tych konkretnych wierszach coś zaskakującego mnie i zapierającego dech w piersiach? Niestety nie. Tutaj jest podobnie – wszystko doceniam, uważam, że to jak najbardziej słuszne i cudowne, ale nadal moja dusza krzyczy, że chce oryginalności…
Warto też wspomnieć, że niektóre wiersze są mocno religijne. Jeśli mnie znacie, to dobrze wiecie, że raczej unikam tego jak ognia. Co prawda jestem osobą wierzącą – katoliczką, lecz duchowe sprawy pozostawiam właśnie własnej duszy, a w literaturze nie umiem odnaleźć się w takich motywach i przeżyciach. W „Tchnieniu duszy” też się nie odnalazłam, ale za to nie przeszkadzały mi w żaden sposób te wiersze, co jest z moich ust komplementem.
„Tchnienie duszy” to tomik poezji, który czyta się z przyjemnością i pozwala on skupić się na różnego rodzaju przeżyciach, a nie czasami ponurej rzeczywistości. Niezmiernie cieszę się, że mogłam zapoznać się z twórczością poetki. Mimo pewnych wad i rozczarowań będę dobrze wspominać tę przygodę.