Wciągnęła mnie ta książka rewelacyjnie. Pochłonęłam ją jednym tchem i nie przeszkadzał mi upał.
Z pozoru banalna historia w sumie okazała się nie taka znowu banalna, tylko bardzo bliska sercu chyba każdego człowieka:
Małgorzata od 9 lat jest żoną Pawła. Mają ośmioletniego synka Adasia i zaplanowali sobie wspólny wyjazd do Egiptu. Na tydzień. Niestety, w ostatniej chwili Paweł odwołał swój udział w rodzinnych wakacjach, bo mu w pracy coś wypadło. Wtedy do Małgorzaty dociera, że ostatnio coś się psuje w ich małżeństwie.
Z drugiej strony Piotr - biznesmen, właściciel prężnie rozwijającej się firmy informatycznej, jego "dziecka", które sam wymyślił i zrealizował. Kobieciarz. Nigdy nie myślał o małżeństwie.
Tak wyglądała ta historia na początku i już byłam gotowa cisnąć ją w kąt z myślą - kolejny banalny romans. Ale coś mnie powstrzymało. Może to, że Małgorzata wcale nie chciała rozrywać się w tym Egipcie, tylko właśnie żałowała, że Paweł nie leci i nie będą mogli "uzdrowić ich związku"? A może to, że czułam podskórnie, że te pierwsze obrazki, to pozory ukrywające coś ważniejszego?
Książka jest napisana tak, że nie można się od niej oderwać. Napięcie rośnie. Postaci drugoplanowe dodają uroku głównemu wątkowi, nawet pozornie blondynkowata Mariola zyskuje przy bliższym poznaniu. Bo najpierw wydawała się być kolejną samotną kobietą przed czterdziestką w desperacji polującą na chłopa. Okazało się, że jest po prostu rozsądna, już nie ma złudzeń i ona jedyna otwarcie przyznaje, że przyleciała do Egiptu się zabawić. I już nawet się nie łudzi, że znajdzie kogoś na stałe.
Losy bohaterów są tak powikłane, że nawet w przybliżeniu nie będę ich tu kreśliła, bo nie chcę zdradzać fabuły. Ale na upalne dni naprawdę wspaniała książka. Narracja, że tak powiem, lotna, człowiek sam nie wie, kiedy pochłonął te 400 stron z małym haczykiem.
Czytając tę książkę chciałam, żeby już się wyjaśniło, żeby coś się stało, żeby szybciej, szybciej. Naprawdę gorąco polecam.