“Rzeczy, które spadają z nieba” fińskiej autorki Selji Ahavy to jedna z oryginalniejszych książek, które przeczytałam w tym roku. Od pierwszych stron zaintrygowała mnie i wciągnęła tak bardzo, że uporałam się z nią w jeden dzień. Jej nieoczywistość i niejednoznaczność zrobiły na mnie duże wrażenie i skłoniły do refleksji na temat roli przypadku w życiu człowieka.
Bo właśnie przypadek, fortuna,a może zły los staje się głównym motywem powieści i łączy ze sobą kilku bohaterów utworu. Niewątpliwie najważniejszą z postaci jest dziecko, Saara, która próbuje uporać się z wielka traumą, jakiej doświadczyła. Nagle, w nieoczekiwany, wręcz absurdalny sposób ginie matka dziewczynki - rażona w głowę odłamkiem lodu, który dosłownie spadł z nieba. Wraz ze śmiercią matki ulega zniszczeniu bezpieczny świat, w którym do tej pory żyła. Saara próbuje ułożyć sobie ten świat na nowo, wspominając matkę. Te fragmentaryczne wspomnienia z różnych sytuacji, chwil spędzonych z nią, ułatwiają dziecku odnalezienie się w nowej, trudnej sytuacji, Niestety, nie może liczyć na ojca, który obwinia się o śmierć ukochanej osoby i wycofuje się z życia. Pozostaje tylko ciotka Annu, która zaopiekuje się bratem i jego córką. I tu znowu wkracza los, tym razem przynosząc ciotce po raz drugi główną wygraną w loterii. Tak więc ktoś może stracić wszystko, a ktoś inny wszystko zyskać.Tak jak Saara i jej ojciec nie potrafili zrozumieć tragedii, której doświadczyli w wyniku okrutnego przeznaczenia, tak i Annu nie jest w stanie przyjąć swojego daru od losu. Reakcja jej organizmu jest dziwna..
Z serii przypadków mamy w powieści jeszcze innego bohatera, mężczyznę trafionego piorunem kilka razy. Trudno mu pojąć, dlaczego to on jest “wybrańcem losu” i tyle razy to właśnie jemu “niebo spada na głowę”. Prowadząc korespondencję z ciotką Saary wzajemnie próbują sobie wytłumaczyć te niespodziewane “dary losu”. Niestety, nie bardzo im się to udaje.
Zresztą, kto z nas potrafiłby sobie wytłumaczyć, dlaczego spotykają go w życiu takie czy inne rzeczy. Najczęściej mówimy:”tak miało być”, poddając się bezwolnie losowi. Ale czy z losem można walczyć, czy można pokonać fatum, przełamać złą passę? Myślę, że zawsze trzeba próbować. A z drugiej strony - gdy los zacznie nam sprzyjać, czy zawsze potrafimy godnie unieść “słodki ciężar” wygranej czy zwycięstwa, czy nie zachłyśniemy się radością i pozbawimy się realnego osądu rzeczywistości? Nie wiem - ale właśnie do takich refleksji skłoniła mnie lektura książki “Rzeczy, które spadają z nieba”, książki o roli przypadku w życiu człowieka, o przeznaczeniu, którego nie da się uniknąć.
Książka urzekła mnie swoją stylistyką, czasami baśniową, czasami ocierającą się tragizm, czarny humor, a także dużą dawką emocji, która towarzyszyła mi przy czytaniu wspomnień małej Saary o swojej zmarłej matce. Jej dziecięca narracja, momentami naiwność, ale przede wszystkim szczerość, wrażliwość często wzruszały mnie. Wiem, że były one próbą oswojenia bólu, uporania się ze stratą przez dziecko, więc tym bardziej zrobiły na mnie duże wrażenie.
Polecam lekturę tej książki! Pozwólmy sobie na chwilę refleksji nad zmiennością losu, nad tym, jak blisko siebie jest i szczęście, i tragedia..