"Dowiedzieliśmy się, jak dostać się do nieświadomości świata, ale zamiast ją uszanować, pozwolić dobrym wpływom przesączać się do świadomie istniejącego świata, jak działo się to zawsze wcześniej, spróbowaliśmy ją zaatakować i podbić, jak gdyby to było nowe terytorium, którym można zawładnąć. Znaleźliśmy ogród Edenu i spaliliśmy go napalmem, znaleźliśmy studnie Czarnoksiężnika Oza i nasikaliśmy do nich; odnaleźliśmy źródła siły, która utrzymywała świat przy zdrowych zmysłach, i zakaziliśmy je wirusem szaleństwa." Nie dziwię się, że ta doskonała powieść jest kompletnie nierozpoznawalna u nas w kraju, bo polska okładka oraz opis wołają o pomstę do niebios...
Zero zachęty.
Zero charakteru.
A historia ta WYMIATA.
Jest to klimatyczne połączenie
Sin City,
Blade Runnera i powieści z cyklu o
Takeshi Kovacs, utrzymana w klimacie bardzo mrocznego noir, z domieszką mystery fantasy, rodem wziętego z
Anihilacji, ekranizacji rewelacyjnej serii Jeffa Vandermera
Suothern Reach.
Autor tworzy niesamowite historie, jest moim ulubionym pisarzem, który kocha klimaty takie, które ja kocham.
I tym razem się nie zawiodłam - byłam ZACHWYCONA.
A czym tak konkretnie?
OPOWIEŚCIĄ, wykraczającą poza granice wyobraźni.Takie kocham.
Skrócik.
Naszego głównego bohatera poznajemy właściwe w środku akcji, o której nie mamy zielonego pojęcia, w mieście, którego nie znamy, w świecie, którego nie znamy.
Taki zabieg jest zawsze nieco zniechęcający - mnie - ale postanowiłam wytrwale brnąć wraz z bohaterem przez korytarze szybów nieznanego, niegdyś powietrznego miasta, które od dłuższego czasu osiadło na ziemi, a wokół niego powstały przedmieścia. Nowego Richmond.
Jack Randall. To on jest główną postacią tej historii. Jest byłym gliną, ale - CO LEPSZE - jest byłym żołnierzem, należącym do tajemniczej jednostki Jasnookich, która miała za zadanie... spenetrować i podbić Uskok.
Uskok.
Coś na kształt alternatywnej rzeczywistości, ale rzeczywistości, wyjętej z najgorszych ludzkich koszmarów, w której to ludzie przestawali być ludźmi. W której nigdy nie zaświeciło słońce.
W KTÓREJ PANOWAŁ WIECZNY MROK.
I LAS.
W Uskoku niewielu przetrwało dłużej, niż dzień. Żeby pozostać tam przy zdrowych zmysłach, musieli zażywać ogromne ilości rauszu - narkotyku, który wyolbrzymiał wszystko. Tylko że w Uskoku nie było co wyolbrzymiać.
Niektórzy oszaleli właśnie od rauszu. Niektórzy od Uskoku.
Jednak niektórym się udało i powracali oni do znanego im (nie nam), normalnego świata. Powracali zmienieni. Powracali uzależnieni.
Ale niektórzy nie chcieli wracać. Pragnęli tam zostać, ponieważ zabawa w potwory sprawiała im niezłą frajdę.
Czytelnik o tym wszystkim dowiaduje się dopiero potem.
Początkowo pomału wkręcamy się w opowieść Jacka, który próbuje odszukać swego starego partnera, obecnego gliniarza, aby ten pomógł mu w ucieczce z powietrznego miasta. Ale Jack nie jest sam.
Towarzyszy mu grupa zmieniaków.
I tu znajduje się motyw identyczny, jak z filmu Wyspa, tylko nie tak schludny.
Zmieniaki Jack poznał na Farmie, której kilka lat temu był dozorcą. Jego jedynym przyjacielem tam był Ratchet - sztuczna inteligencja - mega zarąbista postać! - i zmieniaki: klony, trzymane w jaskiniach, wilgotnych tunelach, w klatkach, we własnych odchodach. Nigdy nie wypuszczane. Nigdy nie kąpane. Nie znające powietrza, słońca. Życia. Nie potrafiące mówić. Ani myśleć.
Trzymane i hodowane na rzeź, czekające, aż ich właściciel przyjedzie i zabierze im "część zamienną": rękę, nogę, oko, twarz, skórę. Całe ciało.
Ta sytuacja pomału rozwala Jackowi system. Postanawia wypuszczać klony, w miarę możliwości uczyć je podstaw życia. I robi to z pomocą Ratcheta.
Ale ta pozorna prawie idylla nie trwa długo.
Jack musi uciekać wraz z kilkoma zmieniakami, które udaje mu się zabrać ze sobą.
I tym właśnie momencie go poznajemy.
Czy uda mu się ocalić klony?
I czym tak naprawdę one są?
Jaki związek mają z Uskokiem?
I kto poluje na Jacka?
Jaki związek z tym wszystkim ma mafia, byli żołnierze oraz osobista trauma naszego jakże dzielnego, niesamowicie noir bohatera?
To dopiero początek to wszystko, co napisałam...
POLECAM BARDZO!